wtorek, 4 lutego 2014

Tatrzański punkt G


Sztandarowy symbol Podhala, Zakopanego, a nawet tamtejszych służb komunalno-utylizacyjnych. Stały bywalec pocztówek, podstawowy ozdobnik dostępnych na Krupówkach pamiątek, nieoceniony punkt orientacyjny i tło uroczych fotografii. Owiany niejedną legendą, spośród których najpopularniejsza bodaj to ta o widniejącym ponoć niegdyś na jednym z kamieni pod krzyżem napisie: "Pie***lę, za rok jadę nad morze".
Giewont bywa wyśmiewany (co też i ja powyżej, aczkolwiek z przymrużeniem oka, uczyniłam), dewaluowany, omijany szerokim łukiem. Ale niechaj pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy, choć na chwilę, nie uległ jego urokowi.


Z Zakopanego, wbrew pozorom, Tatr widać niewiele. Z Równi Krupowej - gdy zadrze się głowę, można popatrzeć na otoczenie Hali Gąsienicowej, panorama poszerza się oczywiście na Gubałówce, ale z samego Zakopca, najpopularniejszej jego części tj. Krupówek, z okien większości kwater widać głównie Giewont. A jest to w sumie góra ładna, choć opatrzona, o ciekawym kształcie i nade wszystko - imponującej przepaścistej północnej ścianie (Eiger to to nie jest, ale też strasznawo ;) ). Jak tu się w nim, będąc tam po raz pierwszy, nie zakochać?


Pamiętam swoje wrażenie, gdy gapiłam się na tego jegomościa z okien autokaru, kiedy zdarzyło mi się wreszcie zawędrować w góry mając lat szesnaście. Nie bardzo chciało mi się wierzyć, że tam w ogóle da się wejść - znaczy się wejść na nogach będąc zwykłym turystą. Nie chciało mi się wierzyć, ale pamiętam jedno - pragnęłam tego dokonać ;P. Zapałałam do Giewontu miłością nagłą, pierwszą, romantyczną i cholernie nastoletnią (obecnie już oczywiście mocno zwietrzałą jak to z nastoletnimi miłostkami bywa), nikt więc tak dobrze jak ja i mnie podobni nastoletni romantycy nie rozumie fenomenu popularności tej góry ;).

Jak pisał Walery Eljasz Radzikowski: (...) Widzimy wynurzający się spośród całego łańcucha Tatr szczerbaty, skalisty Giewont, który o wiele niższy od swoich towarzyszy, gdy ci się za niego kryją, on olbrzymieje i rysuje się majestatycznie na tle nieba. Giewont króluje zakopiańskiej okolicy (...).

W grupie gór, u których stóp legło Zakopane, sterczy pyszna olbrzymia skała, wyróżniająca się od wszystkich wierchów swoim kształtem tak oryginalnym, iż nikt jej raz widząc, zapomnieć nie może.

Tak, tam da się wejść. Na nogach, bez liny i specjalistycznych umiejętności, a właściwie przy dobrej pogodzie, to nawet bez najmniejszego problemu. Poza turystami odpowiednio przygotowanymi do górskiej wędrówki, wchodzą tam także turyści dosyć przypadkowi, np. w nieodpowiednim obuwiu; wchodzą osoby zwyczajnie bojące się gór i wchodzą małe dzieci (ja widziałam 3-4-latka). Patrząc na Giewont od strony Zakopanego/Gubałówki/Doliny Strążyskiej, a więc od północy wydaje się to oczywiście nierealne lub nieszczególnie rozsądne - kluczem do rozwiązania zagadki jest zerknięcie na ów szczyt od strony południowej, a więc chociażby mniej więcej z Kasprowego. Kopuła szczytowa z krzyżem od północy podcięta kilkusetmetrowym urwiskiem, z drugiej strony prezentuje się zgoła inaczej - łagodnie i zapraszająco. Zamiast ogromnej, ciemnej i pociosanej skały mamy tu coś, co wygląda jak niespecjalnie wysoka kupka kamieni.

Znajdź 10 różnic :D

Giewont leży w Tatrach Zachodnich, choć przyznać należy, że nieco różni się charakterem od większości tamtejszych szczytów - zwykle są to góry o rozległych płaszczyznach szczytowych, kopulaste z wyglądu. Nazwa Giewont odnosi się do całego masywu. Wierzchołek główny uwieńczony krzyżem to Wielki Giewont - ma wysokość 1894 m. n. p. m. "Tułów śpiącego rycerza" to już Długi Giewont, zaś na zachód od Giewontu właściwego wyróżnia się także Mały Giewont. Szlak wyprowadza wyłącznie na wierzchołek główny.

Mówi się, że są trzy szlaki na Giewont, ale jest w tym pewna nieścisłość. Konkretniej należałoby powiedzieć, że istnieją trzy szlaki rozpoczynające się w trzech dosyć odległych od siebie punktach, którymi można dojść pod Giewont - na Kondracką Przełęcz (szlak niebieski z Kuźnic i szlak żółty przez Dolinę Małej Łąki) lub na Wyżnią Kondracką Przełęcz (szlak czerwony przez Dolinę Strążyską) - czyli odrobinkę wyżej i bliżej czubka Giewontu. Da się też w to miejsce dojść wędrując z Kasprowego lub przez Czerwone Wierchy. Na sam szczyt wyprowadza jedyna niebieska ścieżka, w dodatku jednokierunkowa.

zrzut ekranu ze strony mapa-turystyczna.pl
Jednokierunkowość wynika z ciasnoty zwykle tam panującej i nie oznacza bynajmniej, że zejście prowadzi północną stroną. Droga powrotna po prostu biegnie nieco bardziej po lewo (patrząc z Przełęczy Kondrackiej) i w pewnym momencie łączy się z podejściem - widać to, choć niewyraźnie na powyższym screenie - biała ścieżka. Do Przełęczy (także Wyżniej) wraca się już "normalnie", mijając podchodzących po górę piechurów.

Giewont widziany z Suchych Czub

Charakterystyka szlaków, którymi można się dostać w okolice Giewontu będzie lada moment - najpierw słów parę o właściwościach tej górki i uwag jej zdobywania dotyczących. Jak już napisałam - wejść się da, wchodzą tam ludzie różni i różnie wyekwipowani - wchodzą i schodzą zwykle bez uszczerbku na zdrowiu. Giewont nie jest górą trudną do zdobycia, przynajmniej nie w porównaniu z innymi tatrzańskimi szczytami, co nie zmienia faktu, że wyprawa na Giewont, to już jest dość konkretna wyprawa w góry, a to zawsze niesie za sobą pewne ryzyko.

* Dojście na Giewont z którejkolwiek strony zajmuje kilka godzin (od około 3 wzwyż - w zależności od wybranej drogi, kondycji, czasu poświęcanego na odpoczynek), mniej więcej drugie tyle należy liczyć na powrót (dystans można skrócić nocując w Schronisku na Hali Kondratowej) - trzeba wiedzieć, że jest to czas spędzony na zewnątrz, z daleka od miejskich zabudowań i odpowiednio się do tego czasu przygotować - wyjść na tyle wcześnie, aby wrócić w doliny przed zmrokiem, mieć należyte ubranie, zapas jedzenia i napojów, no i świadomość, że po drodze (poza wymienionym powyżej Schroniskiem, jeśli zdecydujemy się iść od jego strony oraz herbaciarnią w Strążyskiej) nie ma żadnych budynków czy innych miejsc, gdzie można by się schronić przed deszczem, burzą, czy też ogrzać.
* Trudności w osiągnięciu samego szczytu latem są obiektywnie niewielkie. Od Wyżniej Przełęczy Kondrackiej na Giewont przewidywany czas wejścia to około 15 minut - ale jest to oczywiście czas liczony bez stania w kolejce. Oznacza to tyle, że szlak wyprowadzający na wierzchołek jest krótki. Jest to w zasadzie prosta droga pod górę nie wymagająca szczególnych umiejętności. Przymocowane są tam łańcuchy - nie stanowią one jednak wyznacznika trudności czy niebezpieczeństwa - to, że na danym szlaku są łańcuchy nie oznacza, że szlak ów jest trudniejszy czy groźniejszy od takiego, gdzie ich nie ma. Są one tam po to, aby dla pewności móc się ich przytrzymać, pomóc sobie, po to, aby także "turysta z przypadku", jakich tam wielu, dał sobie radę. Gdzieniegdzie trzeba się podeprzeć, przytrzymać łapką, nic wielkiego, przepaści na podejściu raczej brak. Szczyt dość szeroki - jest w stanie pomieścić kilkadziesiąt osób - ale przepaścisty. Zejście (ze względu na jednokierunkowość wiedzie inną drogą) jest nieco bardziej strome i może sprawiać więcej problemów, jednakowoż bez paniki, powolutku wszyscy dają radę...


 * Ubiór - wskazany turystyczny. Wygodne ubrania, wygodne buty (dobrze, aby nie były zbyt liche i o płaskiej i śliskiej podeszwie), zapasowe warstwy w plecaku na wypadek ochłodzenia, także kurtka przeciwdeszczowa. No właśnie plecak - nie torebka, nie reklamówka. Umiejscowienie bagażu na plecach zapewni swobodę ruchu rąk.

* Skały w kopule szczytowej Giewontu są niebywale śliskie, co należy mieć na uwadze planując wycieczkę w deszczowy dzień. Giewont jest też punktem wyłapującym pioruny - to ze względu na położenie i wysokość, ale też, a nawet przede wszystkim ze względu na 15-metrowy metalowy krzyż, no i żelastwo w postaci łańcuchów. Bywały już przypadki porażeń piorunem na Giewoncie, śmiertelne - owszem też. Najtragiczniej bodaj skończyła się sierpniowa burza w 1937 roku:

Za Księgą Wypraw: w oddaleniu ok. 10 m od krzyża leżały doszczętnie zwęglone zwłoki dr. Leopolda Schlönvogta i Jana Mroza, stykając się plecami. Po przeciwległej stronie krzyża leżały już zimne zwłoki sprzedawcy ciastek Kazimierza Bani. Siłą powstałego prądu powietrza przy wyładowaniu elektryczności rzucony został dr. Erwin Schlönvogt ok. 50 m ku południowi. W pierwszym rzędzie Pogotowie zajęło się ciężko rannym dr. Erwinem Schlonvogtem, którego zniesiono do schroniska Polaka na Kondratowej (...) Oprócz trzech zabitych i jednej osoby ciężko rannej porażonych przez piorun zostało 13 osób, które po założeniu pierwszego opatrunku o własnych siłach wróciły do Zakopanego. W dwa tygodnie później zmarł w szpitalu E. Schlönvogt.

Upływ lat nie ma tu znaczenia. Piorun uderzając w krzyż przyłapawszy tam liczne grono turystów uczyniłby podobne spustoszenia także i dziś. Jeśli więc zanosi się na burzę, najrozsądniej jest Giewont sobie darować, choćby trzeba się było cofać tuż spod niego. 


* Tu uwaga ogólna - zawsze należy pamiętać, że zima tatrzańska zwykle niewiele ma wspólnego z zimą poza górami. Zaczyna się wcześniej - wcale nierzadko już we wrześniu, a kończy późno - nawet w czerwcu wiele szlaków bywa pokrytych śniegiem. Podejmowanie tatrzańskich wycieczek zimą to już zupełnie inna bajka niż letnie wędrówki. Na oblodzone lub zaśnieżone szlaki niezbędny jest sprzęt taki jak raki i czekan, w zależności od pokrywy śnieżnej przydatna może być także wiedza o lawinach. Wybierając się w góry na przykład na weekend majowy warto mieć świadomość, że w wyższych partiach śnieg zwykle jeszcze jest i to w dużych ilościach, w związku z czym zdobywanie wówczas Giewontu może nie być dobrym pomysłem.

* Podobno kuszące jest zejście z Giewontu na stronę północną - bo Zakopane jak na dłoni, bo początkowo droga wydaje się być łatwa. Podobno - ale mnie jakoś ani trochę nie kusiło. Fakty są takie, że znaleźli się oczywiście w historii turystyki tatrzańskiej śmiałkowie, których pokusiło skutecznie. Smutno się pokończyły te bajki. Opisy do odnalezienia w literaturze fachowej, tu ograniczę się do podsumowania, że owszem - komuś się niby udało, jednak zwykle ów ktoś stanowił połowę lub i mniejszą część składu wyprawy, którego reszta została przez północną ścianę Giewontu pokonana. Nie da się turystycznie bezpiecznie zejść z Giewontu na północną stronę i nie należy tego próbować.

* Kolejki! To znaczy - kolejki linowej na Giewont nie ma, nigdy nie było i raczej w perspektywie najbliższych parudziesięciu lat nie ma się co jej tam spodziewać. Ponoć zdarza się, iż ktoś myśli, że takowa jest, toteż uściślam - nie ma na pewno. Wchodząc na Giewont musimy mieć świadomość, że będziemy musieli też z niego zejść, bo zjechać nijak się nie da (chyba że sfrunąć kilkusetmetrowym lotem swobodnym). Są natomiast na Giewont kolejki takie ludzkie, jak w PRL-u, czy jak do Toi-Toi'a na koncercie w plenerze, tyle że pomnożone razy sto. Popularność tego szczytu w połączeniu z jego łatwą dostępnością generuje ogromny ruch turystyczny. Pojawiające się tu i ówdzie informacje, że, aby wejść na Giewont trzeba odstać 2 czy 3 godziny w kolejce sięgającej aż do Kondrackiej Przełęczy nie są bynajmniej przesadą. Tak na Giewoncie jest, zwłaszcza w pogodne dni. Skąd się kolejki biorą - ano stąd zapewne, że a to ktoś się zaklinuje na łańcuchach, a to będzie musiał zasznurować buta, a to będzie chciał zrobić zdjęcie - wyminąć nie bardzo jest możliwość, więc całe mnóstwo drobnych sytuacji kumuluje się w postaci gigantycznego korka. Z czego sobie w związku z tym trzeba zdawać sprawę i jak ewentualnie tego uniknąć?

- wyjść możliwie najwcześniej rano - może uda się zdążyć przed tłumem

- ewentualnie spać w Schronisku - rano krótszy dystans do pokonania na szczyt

- można też rozważyć ewentualność wejścia na Giewont późnym popołudniem, gdy większość turystów będzie już schodzić w dół - dobrze jednak jest mieć wtedy zapewniony nocleg w Schronisku. Chodzenie po zmroku w wyższych partiach gór może być niebezpieczne, w niższych natomiast może zaowocować randką w ciemno z niedźwiedziem i z tego też powodu latem jest zakazane. Dobrze też mieć świadomość, że letnie burze lubią się w Tatrach tworzyć właśnie popołudniu...

- stanie w kolejce wydłuży czas naszej wędrówki - co oznacza że bardziej zgłodniejemy/bardziej zmarzniemy - gdy chłód lub wypijemy więcej wody - gdy upał/później zejdziemy w doliny

- i jeszcze jedna moim zdaniem bardzo ważna, a wcale nieoczywista kwestia - wchodząc na Giewont gęsiego, wchodzimy jednocześnie w swoistą pułapkę. Nie możemy się cofnąć, bo za nami tłum ludzi, nie możemy wyprzedzić, po przed nami też niekończący się tłum, nie możemy zejść z wierzchołka wtedy, kiedy nam się podoba, bo do zejścia też jest kolejka, a już schodząc też nie mamy możliwości wyprzedzenia. Będąc w tej kolejce od pewnego momentu stajemy się jej więźniami i niewola ta trwa dosyć długo. Przez godzinę, czy nawet dwie ściśle ogranicza nas obecność innych osób, poruszamy się w mocno zbitej masie narzuconym przez nią ślimaczym tempem. Jeśli mamy czas, bezchmurne niebo nad głową i dystans do różnorodnych zachowań współtowarzyszy niedoli (kolejność w kolejce nie zmienia się, przez choćby i bitą godzinę wchodzi się za plecami wciąż tych samych osób i mając za własnymi plecami również wciąż te same osoby, a to bywają jednostki bardzo różne) to spoko, możemy się ślimaczyć. Gorzej, jeśli akurat zaczyna się chmurzyć i pomrukiwać...


Giewont widziany ze szlaku na Boczań

PROPOZYCJE WYCIECZEK NA GIEWONT

Wszystko zależy od tego, jak długim czasem dysponujemy, jaki charakter chcemy naszej wycieczce nadać, którą część Tatr odwiedzić, no i jeszcze od tej banalnej kwestii, gdzie zostawiamy nasz samochód, bo wówczas musimy wrócić jakoś w to samo miejsce. Chyba że przemieszczamy się busami lub pieszo - wówczas ten problem odpada.

1. (szlak czerwony) Dolina Strążyska - Przełęcz w Grzybowcu - Wyżnia Przełęcz Kondracka - Giewont  - do wylotu Doliny można z Zakopanego dojść pieszo, można dojechać też busem lub własnym autem - jest parking, oczywiście płatny. Doliną wiedzie szeroki trakt. Widoki głównie na Giewont i okoliczne skały. Za Polaną Strążyską i stojącą tamże Herbaciarcią szlak wchodzi w las i zaczyna piąć się dość intensywnie pod górę. Dosyć długi odcinek pokonuje się lasem, co jest - trzeba przyznać, po prostu nudne, choć nieocenione zapewne w upalne dni. W okolicach Przełęczy w Grzybowcu pojawiają się widoki. Dalej znów trochę lasu, potem już bez niego na Przełęcz, z Przełęczy niebieskim szlakiem w 15 minut (gdy nie ma kolejki...) na Giewont. Krótko mówiąc - bez większych trudności, choć męcząco i mało ciekawie. 

Giewont widziany z Doliny Strążyskiej

fragment szlaku

Giewont widziany z okolic Przełęczy w Grzybowcu

2. (szlak niebieski) Kuźnice - Hala Kondratowa - Kondracka Przełęcz - Giewont - do Kuźnic będących dzielnicą Zakopanego najdalej wciśniętą w góry można dojść pieszo z centrum miasta lub dojechać busem, prywatne samochody nie mają tu wstępu (można je pozostawić w okolicach Ronda Kuźnickiego, parkingi miejskie płatne od godziny - za cały dzień wychodzą rekordowe ceny nawet do prawie 40 zł, ale można też poszukać darmowych parkingów nieco dalej). Bez trudności lekko pod górę w dużej mierze przez las do Hali Kondratowej. Po drodze mija się Polanę Kalatówki. Od pewnego momentu rozległe widoki na Kasprowy Wierch, Długi Giewont, Kopę Kondracką. Na Hali Schronisko - możliwość kupienia ciepłego posiłku itd. Od Schroniska na Przełęcz Kondracką podejście dość strome, wymagające kondycyjnie. Szlak ułożony jako kamienne schody. Przepaści brak, a jedyną trudnością jest zdobywanie z każdym krokiem wysokości i związane z tym zmęczenie. Po osiągnięciu Przełęczy dalej niebieskim szlakiem na Giewont.
Zdjęciami niestety nie dysponuję.
3. (szlak żółty) Dolina Małej Łąki - Przełęcz Kondracka - Giewont - wylot Doliny położony dość daleko od Zakopanego, choć dotarcie tam pieszo nie jest wykluczone (zwłaszcza jeśli mamy kwaterę np. na Krzeptówkach), można oczywiście dojechać busem lub pozostawić auto na płatnym parkingu. Moim zdaniem opcja najbardziej urokliwa i najciekawsza. Początkowo przez las aż do Wielkiej Polany - tam niecodziennie piękne widoki. Potem ostrzej pod górę miejscami po obsypujących się kamyczkach, wśród bujnej roślinności aż do Przełęczy, z niej niebieskim szlakiem na Giewont.

Widok z Wielkiej Polany
Fragment żółtego szlaku

4. Kuźnice lub Hala Gąsienicowa - Kasprowy Wierch - Suche Czuby - Kopa Kondracka - Giewont - ciekawym rozwiązaniem jest połączenie Kasprowego i Giewontu w jedną wycieczkę. Kasprowy można osiągnąć z Kuźnic pieszo (szlak zielony, ok. 3 godz) albo kolejką linową, można też wejść na tę górę z Hali Gąsienocowej (stamtąd szlak żółty ok. 1,5 godziny, ale trzeba mieć na uwadze, że samo dojście na Halę którąkolwiek z dróg to dodatkowe ok. 2 godz.). Z Kasprowego przez Goryczkową Czubę i Suche Czuby wiedzie czerwony, interesujący szlak, który określiłabym jako lekko trudny dla początkujących turystów oraz odrobinę przepaścisty. Szczyt Kopy Kondrackiej osiąga się bez trudności, choć nieco ślamazarnie, dystans od Kasprowego do niej pokonuje się w mniej więcej 2 godziny. Z Kopy zejście do Przełęczy Kondrackiej, stamtąd na Giewont. 

5. Przez Czerwone Wierchy na Giewont - również ciekawe połączenie. Czerwone Wierchy to cztery położone obok siebie łagodne szczyty Tatr Zachodnich: Ciemniak, Krzesanica, Małołączniak, Kopa Kondracka. Rozpoczynając wycieczkę na Czerwone Wierchy od Doliny Kościeliskiej wchodzi się najpierw na Ciemniak, ostatnia w kolejności jest zaś Kopa, z której można zejść na Kondracką Przełęcz i pójść na Giewont. To już jednak długa i jakby odbiegająca tematem od niniejszego posta wycieczka, której nie będę tu opisywać.

ZEJŚCIE: Tak samo, jak wiele jest dróg, którymi można na Giewont dotrzeć, tak też i wybór jest bogaty co do dróg, którymi można go opuścić. Należy po prostu wybrać jedną z tych opisanych powyżej. Osobiście odradzam schodzenie Małą Łąką - szlak sam w sobie jest ładny i ciekawy, jak już pisałam - to moja ulubiona droga pod Giewont, ale do schodzenia raczej niewygodny, pełen luźnych kamyczków osuwających się spod stóp - łatwo o poślizg i skaleczenie, zdarzyło mi się tam też kiedyś (sic!) i wiem, że nie tylko mnie lekko pobłądzić. Najwygodniejsze zejście bodaj do Hali Kondratowej - kamienne stopnie są dość stabilne i raczej niewyślizgane. Gorzej do Strążyskiej - tam nietrudno poślizgnąć się na ziemi lub korzeniach drzew. Można z Giewontu przejść przez Suche Czuby (jeśli czasu jest wystarczająco) na Kasprowy Wierch i stamtąd np. zjechać kolejką.


PODSUMOWUJĄC - Giewont nie słynie z jakichś szczególnie pięknych widoków, zresztą ciężko ich uświadczyć w panującym na nim zwykle tłumie. Nie jest też raczej górą dodającą honoru temu, kto ją zdobędzie. Jego ogromna popularność sprawia, że wędrówka nań może stać się nieprzyjemna, a nawet wręcz niebezpieczna. Czy więc warto tam iść? Pewnie gdyby nie było warto, to tysiące ludzi dziennie w sezonie nie obierałyby go za swój cel. Według mnie również warto - ale raczej wcześnie rano lub poza sezonem. Bo, co by nie mówić, to całkiem fajna górka jest ;).

Giewont z Głodówki (w centralnym punkcie zdjęcia)

8 komentarzy:

  1. Trafny wpis pod trafnym tytułem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Intrygujący tytuł :) Brzmi prawie jak "Mój pierwszy raz w Zakopanem" :D
    Fajnie opracowany temat :) Dziękujemy za podrzucenie linku na FB, z przyjemnością wstawiliśmy na tablicę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystko w porządku, ale ja byłam na Giewoncie w połowie października - ludzi jak na lekarstwo, na szlaku z Doliny Małej Łąki może spotkaliśmy 5 osób, pod samym szczytem trochę więcej, ale na szczycie kążdy znalazł dla siebie miejsce i mógł wygrzać twarz do pięknego słonca:):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko się zgadza - moje perypetie i wynikające z nich ostrzeżenia odnoszą się do pełni sezonu letniego. Jesienią jest pusto i uroczo, choć osobiście nie miałam okazji tego przetestować i trochę zazdroszczę ;).

      Usuń
  4. Moje pierwsze i dotąd jedyne wejście na Giewont miało miejsce podczas drugiego w życiu pobytu w Tatrach. Z dworca PKP per pedes osiągnąłem Kuźnice a dalej szedłem szlakiem niebieskim przez Halę Kondratową.
    Pamiętam jaka była największa trudność - miejscowa śliskość skały wypolerowanej do perfekcji podeszwami setek tysięcy a może milionów moich poprzedników. Odczułem ją na początkowym odcinku z łańcuchami i to do tego stopnia że w co bardziej stromych garbach, które trzeba było pokonać jedynym sposobem na złapanie przyczepności było padnięcie na kolana. Tak oto padłem na kolana przed Giewontem...
    Pogoda była idealna, lipcowa "lampa", idealnie sucho ale ja miałem dość kiepskie buty...
    Po krótkim dość, bo obrzydzonym przez nieprawdopodobną ciżbą ludzką pobycie na wierzchołku zszedłem na przełęcz i poczułem wielki niedosyt. Jeszcze kawał dnia pozostawał przede mną. Nie miałem wielkiego pojęcia o otoczeniu ale zobaczyłem że na wielką górę górujaca nad Giewontem wchodzą ludzie.
    Jej nazwę odczytałem z drogowskazu...
    Poszedłem, a co... Tak to lamersko i bez świadomości doniosłego osiągnięcia zdobyłem dwutysięcznik z którego... ujrzałem czerwony szlak. Nie, stanowczo zbyt dużo dnia pozostało przede mną, by zejść do Kuźnic po własnych śladach. To byłoby takie nudne....
    Więc ruszyłem. I to tam, na czerwonym szlaku przez Suche Czuby, oszołomiony widokiem Doliny Cichej i dalekich szczytów ale nawet tej doliny bardziej, ciemnej, tajemniczej i tak bardzo nisko pode mną leżącej - załapałem tatrzańskiego bakcyla.
    Szedłem, chłonąłem i już wiedziałem że MUSZĘ tu wracać.
    I tego zachwytu ani przekonania nie zmieniło nawet nagłe i głębokie zmęczenie jakiego doznałem podczas wspinania się na Kasprowy. Dziś to dla mnie śmieszne ale nie starczyło mi już sił na zejście. Dziś wiem że żle rozłożyłem siły - wszystko to co opisałem zrobiłem jednym ciagiem, nie przysiadając nawet. Jadłem i piłem idąc, zresztą piłem zbyt mało i jadłem źle. W rezultacie musiałem zjechać kolejką. Ale zjazd to chyba mniejszy dyshonor niż wjazd? :P

    atopos :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja byłam w czerwcu zeszłego roku, pogoda beznadziejna, taka, jak podczas Waszego ostatniego wejścia na Kościelec ale!!! co to było za uczucie- prawie 40 minut na szczycie, pomimo że chłodno i deszczowo- lecz bez żadnego towarzystwa ;)
    Od tamtego czasu postanowiłam sobie, że na te bardziej popularne tatrzańskie szlaki będę chodzić albo całkiem rano albo przy niepogodzie :)
    ps. Artykuł napisany świetnie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wchodząc dwa razy na Giewont z Kuźnic i schodząc do Doliny Strążyskiej mogę stanowczo powiedzieć - łatwiej wejść niebieskim szlakiem niż zejść czerwonym ;) Ale samo zejście czerwonym ma swoje zalety - dość stromy i raczej nie do przejścia tylko na dwóch nogach niewielki kawałek na początku schodzenia, oraz kilkumetrowa skałka na drodze szlaku, na którą trzeba się wspiąć. Niżej, z terenu leśnego, pamiętam tylko bardzo śliskie kamienie, na których zaliczyłem kilka upadków na tyłek (uwaga o butach jak najbardziej na miejscu, pierwszy raz szedłem w zwykłych adidasach, drugi raz w butach górskich z Decathlona i różnica była na plus).

    OdpowiedzUsuń
  7. Na Giewoncie byłem raz, po nocce w schronisku na Kondratowej, więc raczej wcześnie, a do tego pogoda była niepewna i sam szczyt we mgle (nie jakiejś duszącej, ale zamiast przepaści widać było tylko białą ścianę). Pewnie z tego powodu tłumów nie było. Zdarzył się jakiś atak paniki, ale niedaleko od początku łańcuchów więc łatwo udało się osobę sprowadzić do początku (tak było luźno, zero kolejki). Ale nigdzie chyba nie byłem tak spięty i zes...any jak właśnie na Giewoncie, a to z powodu mega wyślizganej skały i tego co na niej, po drodze, na wierzchołku i w zejściu, niefrasobliwie i bez jakiejkolwiek reakcji wychowawców wyprawiali uczestnicy jakiejś wycieczki szkolnej. Dzieciaki takie chyba późna podstawówka, raczej bez doświadczenia, zachowania typu chaotyczne zbliżanie się do przepaści, gwałtowne ruchy i odwracanie się, powodujące potrącanie kolegów plecakami itd. itp. A "Panie" spokojnie wcinały sobie kanapki pod krzyżem :) Okrutnie mnie to stresowało. Tak że takie mam wspomnienia z Giewontu. W sumie spoko, bo uniknąłem tłumów, tyle że nic nie widziałem, a do tego co się nabałem przez tą wycieczkę to moje ;)
    Osobiście zejście do Strążyskiej uważam za piękne i cudne, no przynajmniej do granicy lasu. Te widoki po lewej ręce w dół na Dolinę Małej Łąki, ale też na te wszystkie Mnichy, Świstówki i Turnie, coś pięknego!

    OdpowiedzUsuń