czwartek, 30 października 2014

Człowiek w górach, góry w człowieku

W kwestii czysto biologicznej zbyt wiele od małp nas nie odróżnia. Człekokształtność, przeciwstawny kciuk, ustalona hierarchia w grupie, tym podobne. Rzecz jasna, jesteśmy mniej owłosieni, bardziej wyprostowani, ładniejsi, choć w wypadku ostatniego stwierdzenia, małpa mogłaby mieć inne zdanie. Swego czasu wstrząsnęło nami, że nasz genotyp szczególnie nie różni się od genotypu muchy. Złudzeń brak, jesteśmy zwierzętami.



Mawiamy pobłażliwie: "bracia mniejsi". A przecież gros zwierząt przerasta nas, przewyższa siłą, przeraża zębami i pazurami, dyskwalifikuje na starcie, gdy idzie o naturalną zdolność przetrwania. To, że nie stanowimy stałej pozycji w jadłospisie paru "braci mniejszych", że zamiast w dzikim pędzie wiać przed czyimiś zębiskami, możemy skupić się na obszarach egzystencji, tak dla jej sedna mało istotnych, jak kariera, życie osobiste czy zainteresowania, zawdzięczamy wyłącznie naszemu umysłowi. I może jeszcze potencjałowi naszych dłoni do wykonywania precyzyjnych ruchów. Nie pokonamy dzikiego zwierza w walce "wręcz", ale dysponujemy sprytem pozwalającym go przechytrzyć. Fizycznie jesteśmy słabi i nadzy, ale umiemy sobie zorganizować odzienie i sprzęty zapewniające siłę. Bezbronni, ale z opanowaną techniką wytworzenia broni. Szybkiej, skutecznej, śmiercionośnej. Człowiek okiełznał naturę wedle swych potrzeb, uczynił sobie ziemię poddaną. A teraz mu się trochę nudzi.

Dawniej polował lub uciekał. Dziś polowanie sprowadza nierzadko do zamówienia dania z karty. A jeśli ucieka, to najczęściej przed sobą, lub sobie podobnymi. Ma czas, dużo czasu i ma potrzeby, dużo potrzeb. Już nie wystarcza mu, że ma gdzie spać, że mu ciepło, a w brzuchu nie burczy. Zbyt łatwo i szybko mu to przychodzi, aby miało zapełnić codzienną egzystencję i dawać odpowiedź na odwieczne pytanie o jej sens. Teraz dla dobrego samopoczucia potrzebuje wygody, estetyki, kolorów, zmieniających się obrazów, dobrej zabawy. Rozrywki.

Góry są dla nas odwieczne. Wprawdzie z lekcji geografii wiemy, że wypiętrzyły się niegdyś, że wszystko to robota zderzających się ze sobą, lat temu miliony, mas lądów. Ale my tego świata bez gór nie znamy. Dla nas są wyznacznikiem stałości i niezmienności. Wszystko może się wokół nas zmieniać - i owszem- zmienia się w tempie prawie że namacalnym, bo nudzi nam się, jako gatunkowi, coraz bardziej. A linia gór rysuje horyzont wciąż w ten sam sposób. Tak było na długo przed nami. I tak pozostanie, gdy mrugnięcie powiek, wyznaczające akurat nasz żywot, się dokona.

Człowiek miał góry od zawsze. Musiał je czasem dostrzegać, wędrując, osiedlając się, polując, tocząc walki. Pewnie bywało, iż stawały mu niespodziewanie na przeszkodzie. Nie zapuszczał się w nie, bo robił to, co potrzebne, a górskie wędrówki mu do niczego potrzebne nie były. W codziennym, znojnym, jednostajnym zapewnianiu sobie jutra, nie było już czasu na wycieczki nastawione na poszukiwanie piękna, relaksu, pasji. Czy widok turni szarpiących niebo, choćby i w świetle zachodzącego słońca, mógł poruszać i przyciągać człowieka, zajętego przyziemnymi sprawami? Wątpliwe.

A zatem odkrył człowiek dla siebie góry nie tak znowu dawno temu. I, pewnie wcale nie dziwnym trafem, zbiegło się to z momentem, w którym znacznie udogodnił sobie życie przemysłem, maszynami, produktami. Zaczął mieć czas na coś więcej, niż walkę o przetrwanie. Mógł w końcu pozwolić sobie na rozwój i poszukiwanie przyjemności.

I tu jest pewien zgrzyt, coś się nie zgadza. W tendencji do udogadniania sobie życia, poszukiwania wygód i komfortu, w jaką popadł, powinien omijać góry jeszcze szerszym łukiem, niż wówczas, gdy zwyczajnie nie mogły go one interesować, ze względu na nawał ważniejszych spraw na głowie. Góry to przecież zawsze jakiś trud i groza. Może i rozwijający się pod względem poczucia estetyki umysł ludzki nieprzypadkowo dostrzegł w końcu piękno górskiego krajobrazu. Może zrozumiałe jest, iż chciał się doń zbliżyć, przyjrzeć, nacieszyć. Ale wchodzić w ten niezbadany i złowrogi świat, zdobywać go, pokonywać? Absurd. Góry to wszak... walka o przetrwanie.

Zatoczyliśmy więc koło. I poszło nam to nader szybko. Ledwo odsunęliśmy od siebie mroczne wizje głodu, zimna i wojen, a poniosło nas tam, gdzie znów musimy troszczyć się o zaspokajanie podstawowych potrzeb i walczyć z przeciwnościami natury. Ledwo pozbyliśmy się dręczącego poczucia bliskości śmierci, a zaczęliśmy go szukać, już pod nazwą sportu, hobby, pasji. Nie tylko w górach zresztą, bo tę aktywność, w skali ludzkości, podejmują jednostki. Istnieje za to cały wachlarz innych, niekoniecznie racjonalnych, zachowań, ku którym kieruje ludzi jakiś niezrozumiały pęd. Nie wszystkich zadowala wygoda własnej kanapy. A nawet jeśli zadowala, to czasem dusi i wygania, w poszukiwaniu wrażeń. Nie jesteśmy widać stworzeni do zaszycia się w bezpiecznym kokonie codzienności. A przynajmniej nie wszyscy.

Czym jest zdobywanie górskich szczytów, jeśli nie powrotem do tego, co najprostsze? Tam znów musimy zadbać o to, co nam nie tyle potrzebne, a raczej wręcz niezbędne. I tam znów jesteśmy w stanie czerpać z tego radość. Na co dzień bywamy wybredni, szukamy swoich gustów, kupujemy i jemy przede wszystkim to, co lubimy i na co mamy ochotę, nęcą nas zapachy dobiegające z drogich restauracji, kuszą smakołyki tak rozmyślnie ułożone tuż przy kasach, do których czekamy, stojąc w kolejce. W górach, w czasie trudów wędrówki, zadowolenie daje nie tyle smak pochłanianej potrawy, będącej zwykle dość parszywą kanapką, co uczucie napełniania żołądka i powracających sił. Po całodziennym marszu w zmiennych warunkach pogodowych, cieszy ciepło śpiwora i wątpliwe wygody schroniskowej podłogi. Odpoczynek jest nieskomplikowany i realny, nie wymaga dodatkowej oprawy. Znów ma być nam tylko ciepło i błogo, bezpiecznie i syto. Chcemy raz jeszcze poczuć, że nic więcej do życia i szczęścia nie jest nam potrzebne. A chcemy zapewne dlatego, że otaczająca nas rzeczywistość, na co dzień raczy nas zupełnie innym przekazem. Kreuje potrzeby, którym nie jesteśmy w stanie sprostać. Aż wreszcie sfrustrowani, nie mając już przed czym uciekać, ani z czym walczyć, aby zająć skutecznie myśli, uciekamy przed rzeczywistością, powalczyć z samym sobą. Tam, gdzie recepta na zadowolenie i radość jest prosta. Gdzie do osiągnięcia celu prowadzi schemat naszych własnych działań, niezależnych od cudzych sądów, panujących konwenansów, widzimisię rozkapryszonego świata. Zależnych za to od natury. Ale to akurat nam odpowiada.

Człowiek odkrył więc góry i niewiele czasu zajęło mu, aby w nich nieco narozrabiać. Wydeptał szerokie trakty, postawił budynki, słowem - przyciągnął cywilizację. Ale też dostrzegł w nich piękno i majestat, nadał im cechy prawie że osobowe, otoczył nimbem uwielbienia, rozsławił w wierszach, pieśniach i wyznaniach. Pozbawione ludzkiego zainteresowania, góry trwały obojętnie przez setki stuleci. I pewnie nadejdzie czas, gdy powrócą do tego stanu rzeczy. Bez nas, ludzi, naszych uczuć i potrzeb, góry są naprawdę niczym innym niż wypiętrzeniem, geologicznym zjawiskiem, ot - stertą kamieni. Ostoją dla zwierząt, botanicznym mikroświatem - to i owszem, ale niczym poza tym.

Obecność człowieka w górach jest naturalna, bo i człowiek niewątpliwie część natury stanowi. A że ciągnie za sobą cywilizacyjny ogon, jeśli nie w postaci infrastruktury, to gadżetów wszelakich, to cóż - bawiąc się słowami - taka już jego natura. Ważne jest jednak, by nie narozrabiał zanadto. By nie skaził sobą tego niezwykłego środowiska mocniej, niż już zdążył to zrobić. By nie zatracił do reszty jego dzikości, nie przemienił w plac zabaw. Nie odebrał górom ich surowości, grozy, tego tajemnego i nie podlegającego definicji czegoś, co pozwala - nie komu innemu, jak samemu człowiekowi właśnie - powrócić do korzeni, odnaleźć prostą, podstawową, nieskomplikowaną radość.

I nie dla gór należałoby pozostawić tę wartość. Góry przetrwają człowieka i jego wybryki, to on odejdzie pierwszy. Nie mając z kim walczyć, zwalczy pewnie w końcu sam siebie. One zaś nie będą potrzebować aż tak dużo czasu w swojej skali, aby zniweczyć ślady jego obecności. I trwać będą nadal, tak jak trwały i przedtem - obojętne i niczyje, aż procesy geologiczne nie przemienią ich w zwietrzałe pofałdowania. Nie dla nich zatem. A dla samego siebie. Dla kolejnych mrugnięć powiek, ludzkich dusz, które przyjdą tu po nas. Aby miały gdzie znajdować to, czego, będą szukać.

"Góry tylko wtedy mają sens, gdy jest w nich człowiek ze swoimi uczuciami, przeżywający klęski i zwycięstwa. I wtedy, gdy coś z tych przeżyć zabiera ze sobą w doliny" A. Zawada

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawie napisane...inaczej- spodobało mi się to spojrzenie i podobnie odbieram swoją obecność w górach. Pobyt w górach powoduje, że zostawiam na dole sprawy bieżące. Liczy się tylko prosty cel- zdobycie szczytu, przejście szlaku.
    PS.Dotychczas czytałem Twoje i Magdy relacje, ale nie komentowałem ich. Tym razem zrobiłem wyjątek.Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń