czwartek, 3 grudnia 2015

Bo tak!

Tak, wiem, pamiętam. Obiecywałam jakieś półtora, czy dwa miesiące temu, że zostanę przy nazwie. Skoro już się wszyscy przyzwyczaili, skoro stała się rozpoznawalna, skoro tyle komentarzy: "zostań, nie zmieniaj!".

Bo ja lubię miłe komentarze, bo mnie to łechce, jak mówicie, że kliknęliście w nazwę, bo Was zaciekawiła. Mrrrrr, mówcie mi tak jeszcze.


Szeptem. I po niemiecku.

Cieszę się zatem, że latem 2013 roku udało mi się wymyślić nazwę chwytliwą. Taka miała być. Musiała zawierać słowo "Tatry", żeby zgarniać wszystkich, którzy przypadkowo wklepią tę frazę w wyszukiwarkę.

Bo niby jak inaczej ktoś miał zacząć mnie czytać?

Teraz już jesteście. Skuszeni może tymi Tatrami w nazwie, a może sugerowanym poziomem turystycznego zaawansowania, jaki miał reprezentować sobą blog. Wielu z Was udało mi się zatrzymać na dłużej. Wymruczeliście mi do uszka na przykład to, że lubicie czytać moje relacje. I to, że przydają się Wam informacje z moich pozostałych tekstów.

Dlatego chcę się odkleić od starej nazwy. Nie potrzebuję już wabika.

Inną sprawą jest jej karkołomna długość i ciężkość artykułowania.

No dobra, a tak naprawdę, to chodzi o to, że jak jeszcze raz przeczytam komentarz uderzający w nutę pretensjonalno-zawodzącą o tym, że moje chodzenie po górach jest trochę bardziej niż średniozaawansowane, to pizgnę te całe internety w cholerę.

Nie no, żartuję. To nie denerwuje aż tak bardzo. Ale nudzi. Ileż razy można odpowiadać na to samo pytanie, wyjaśniać tę samą kwestię? Zdawało mi się, że to praca będzie sprawdzać wytrzymałość mojej psychiki w tym względzie (pracuję w szkole...), a tu klops. Jak mnie w pracy krew zalewa, gdy po raz setny odpowiadam: "tak, możesz kartkę", chociaż kartki po to właśnie leżą na biurku, by je sobie brać bez pytania. Jak motam się i plątam, żeby wyjaśnić, czym są i do czego służą manekiny "Little Ann" pozostawione przypadkiem przez jedną z nauczycielek na widoku. I tak się motam i plątam jakieś 40 razy jednego dnia. Jak biorę na klatę te wszystkie "proszę paaaaniiii...", zwykle przepełnione skargą... To se mogę przynajmniej pomyśleć: "oj Gośka, nie kwękaj, płacą ci za to".

A w imię czego cierpię takie męki na własnym blogu? ;)

Adres, ze względów pozycjonerskich zostaje. Ale mam już wykupioną domenę, która będzie do niego przekierowywać. Zmieni się nazwa, banner (o jeżu kolczasty, jaki śliczny, aż się ślinię, żeby go już wrzucić!), nazwa fanpage'a też.

Nie zmieni się nic poza tym. Będę pisać to samo, o tym samym i tak samo jak dotąd. Aczkolwiek postaram się częściej.

I czuję, że pod nowym szyldem będzie mi się chciało częściej.

Pisać, świntuszki.

Zatem steeeeejjjj łiw miiiiiii. Zmiany wkrótce. Buziam.

12 komentarzy:

  1. białe tło - spoko! kiedy zmiany? :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie trzymaj nas w niepewności. Pochwal się co wymyśliłaś !

    OdpowiedzUsuń
  3. Może na Mikołaja dostaniemy prezent?

    OdpowiedzUsuń
  4. Udane zdjęcie w tle. Twoje Tatry. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. To "częściej" brzmi ciekawie

    OdpowiedzUsuń
  6. Pożyjemy,zobaczymy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yhym, najfajniejsze komentarze jak zwykle od anonimów :D

      Usuń
    2. jak zwykle najbardziej szczere.

      Usuń
  7. nie podoba mi sie nowa szata graficzna... stara byla duzoe lepsza

    OdpowiedzUsuń
  8. Gosiu, kochamy Cię.
    Możesz zmienić nazwę loga na Sandały Bobra i tak wszyscy będą się ślinić na każdy nowy post Twojego autorstwa. Rób co chcesz!
    - Mat. z Podróże MM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ej no, było wcześniej mi ten pomysł podsunąć, a nie teraz jak już wszystko pozmieniane :P

      Usuń
  9. Nowa szata graficzna jest dużo lepsza, blog stał się przejrzysty. Sam tytuł "ruda z wyboru" mnie po prostu urzekł :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń