niedziela, 24 stycznia 2016

"Niepraktyczny" prezent dla góromaniaka, czyli jak samodzielnie zrobić woreczek na magnezję... z pluszaka?


- Zapytam wprost - oświadczył Bartek, wparowując z entuzjazmem do kuchni, gdzie zwykłam koczować nad laptopem, zanim sobie przypomniałam, jak wygodną mam pufę
- No?
- Chcesz na gwiazdkę lonżę do czekanów?

Jak dotąd przerobiliśmy swoje urodziny. Ja jemu sprawiłam elegancki termos i 3 "mapy w pionie", starając się robić z tego jakąś tam niespodziankę, choć jasne było, że kupię mu coś w góry. Co do mnie, to... tak właściwie to obchodzę urodziny nie kiedy indziej jak w samiuteńką gwiazdkę, ale prezent dostałam na miesiąc przed, bo akurat Bartek robił jakieś większe zamówienie przez internet. A że można się było spodziewać, iż szpej przyda się jeszcze zanim wzejdzie pierwsza gwiazdka, to wręczył mi go wcześniej. Największym Jedynym zaskoczeniem była torebka prezentowa z Kubusiem Puchatkiem.

Tak więc dotychczas powymienialiśmy się po prostu przedmiotami, które i tak prędzej czy później musielibyśmy sobie kupić sami. I nie żebym była jakaś romantyczna, czy coś, ale tak sobie pomyślałam...

- Wiesz... tę lonżę, to sobie kupię sama. A na gwiazdkę, to bym chciała, żebyśmy sobie zrobili jakieś niespodzianki. Coś drobnego, niedrogiego, ale tak, żebyśmy pomyśleli, co nam nawzajem sprawi radość. I żeby to nie było praktyczne.

Wzrok Bartka wyrażał życzliwe zdziwienie.

- Nigdy nie dostałeś niepraktycznego prezentu?

- Chyba nie. Ale okej.

W posiadanie lonży weszłam w kilka minut później. W panikę pod tytułem: "co ja mu kupię???!!!111" popadłam dopiero po upływie jakichś dwóch tygodni.

Niepraktyczne? Przecież ten człowiek jest chodzącym desygnatem praktyczności. Co ja najlepszego wymyśliłam?!

Daruję Wam opis procesu tentegowania w mojej głowie, który doprowadził mnie do postanowienia uszycia woreczka na magnezję. Postanowienia zakładającego uprzednie zakupienie maskotki, celem wyprucia z niej bebechów i... przerobienia jej na miniaturkę Kwaka.

Natomiast czuję się w obowiązku wytłumaczyć, jakim to niby cudem woreczek na magnezję może być prezentem niepraktycznym. A właśnie może! Bo Bartek woreczek oczywiście ma. Dobry, sprawny, niepodarty. Drugiego zatem zupełnie nie potrzebuje. A skoro dostanie coś, czego nie potrzebuje - będzie to niepraktyczne. Brawo ja!

W uczynieniu prezentu jeszcze trochę bardziej niepraktycznym niechcący pomogły mi same maskotki, które ni cholery nie pasowały gabarytami do zwyczajowej wielkości woreczka. Ja rozumiem, że nikt nie chce być wybebeszony, ale żeby aż taka złośliwość rzeczy martwych? Albo wielgachne, o długich dyndających girach i baniastych głowach, albo znowu maleństwa, w które dałoby się może upchnąć jeden, no góra dwa palce, ale na pewno nie całą dłoń.

Tak, każdego miśka w wielu kolejnych sklepach dokładnie analizowałam pod względem pojemności korpusu.

Czas mnie jednak trochę gonił, gdyż, jak już wspomniałam, uświadomienie sobie, że organizacja prezentu dla TŻ wcale nie będzie tak lajtowa, jak mi się z początku naiwnie wydawało - zajęło mi chwilę. Ostatecznie na mój wariacki i zaimprowizowany hendmejd zostało mi jakieś... 5 dni. Haha.

Pod nóż poszedł więc w końcu nie tyle misiek, co jakiś piesek, który noooo mógłby być odrobinę większy, żeby dało się go używać w charakterze worka, ale ojtam ojtam, priorytet: niepraktyczność!

Poza maskotką, będę poddawać destrukcji również polarowe rękawiczki.
Dokupiłam też taśmę nośną z zapięciem, dwa stopery, sznurek i tasiemkę.
Ach, no i czarną mulinę, bo maskotkę przerabiać będę nie tylko na woreczek,
ale i tak trochę... na Bartka. :D


Pieseł nie wygląda na zadowolonego...
...zresztą trudno mu się dziwić. ;)
Zaczynam od... ujmując to delikatnie:
"robienia miejsca na magnezję" ;)
Nożyczki okazują się zbyt tępe, sięgam więc po nożyk.
Rozpruwam tylko tylną część pluszaka.
Korzystając z dziury u spodu głowy, zabieram się za robienie zwierzakowi fryzury iii...
...i bródki! :D
Jeszcze tylko drobna zmiana ogólnego nastawienia do życia
i mogę zaszywać głowę.
Po zaszyciu głowy przychodzi czas na działania stricte techniczne.
Z jednej z rękawiczek powstaje wyściółka worka
(oczywiście ucinam rękawiczce w tym celu palce).
Polar ładuję do środka, a dookoła niego przeplątuję sznurek.
Na końcu domontowuję taśmę.
Pierwotnie maskotkowy Kwaq miał mieć koszulkę, stanęło jednak na gaciach. :)
Z drugiej rękawiczki powstała charakterystyczna czapa.
Ale najwięcej i tak napracowałam się nad przerobieniem łapek.
\m/ \m/ !!! :D

Hie hie. :P
Jeszcze tylko go pro dokleić i Bartuś jak żywy :))) <3
Dont łori pieseł, koniec krojenia. :)

Prezent wręczałam ze słowami: "Nie musisz tego używać". I na wszelki wypadek władowałam do środka jednak coś praktycznego. Było mi więc w kosmos miło, gdy dwa dni później na świątecznym Nocnym Wspinaniu w Grocie... sami zobaczcie:

:)

P.S. Woreczek, co mnie w sumie nie dziwi, okazał się zbyt mały, aby używać go wygodnie i komfortowo, ale mam w planie albo go poszerzyć, albo doszyć do zwykłego worka. Za aprobatą właściciela, rzecz jasna.

3 komentarze:

  1. Własnoręcznie wykonane (czy też przerobione :D) prezenty są najlepsze! A Twój jest w dodatku słodziuchny <3 Przyszycie go do normalnego worka (w celu praktyczności oczywiście :P) jest pomysłem baaardzo dobrym :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kobieto! Ty się zacznij bawić w górskie DIY. :D Boski twór Ci wyszedł.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny gadżet ale w skałach wszelkie dodatkowe elementy mogą się gdzieś przyhaczyć.

    OdpowiedzUsuń