środa, 1 czerwca 2016

Góry i dziecko - duet (niekoniecznie) wybuchowy

Góry są z pewnością środowiskiem specyficznym. Ruszając na górską wycieczkę, godzimy się na przebywanie w owym środowisku, z całym dobrodziejstwem jego inwentarza. A zatem i z wszystkim, co miłe, piękne i przyjemne i z wcale nie uboższą gamą typowo górskich zagrożeń...


...Z których wiele osób eksplorujących górskie szlaki nie zdaje sobie sprawy - można by dodać. Ano, i tak często bywa. Cóż jednak, szkodzą oni przecież sami sobie. Siebie przede wszystkim narażają na niebezpieczeństwo.

Dopóki mowa o osobach dorosłych - czyż to nie jest w pełni ich sprawa? Jako dorosły człowiek, sam decydujesz, na ile zdrowo się odżywiasz, czy trujesz się na przykład papierosami i ogólnie, jakie ryzyko podejmujesz w swoim życiu. Dajże więc innym decydować i - o ile mają takie życzenie - pozwól im zasuwać zaśnieżoną Rysą choćby i w bikini.

Bo jak odmrożą tyłek, to to będzie ich tyłek, skręcą kark - to raczej własny, a nie Twój.

To po stronie turysty leży przygotowanie się do wyjścia w góry. To on decyduje, że opuszcza cywilizacyjne luksusy, a wchodzi w teren tylko częściowo przystosowany do jego obecności, teren dziki i z lekka niegościnny. I to on ponosi konsekwencje, jeśli przygotował się jednak niewystarczająco.


W przypadku dziecka, sprawa ma się diametralnie inaczej.


Młody człowiek, nie tylko prawnie ma ograniczoną możliwość decydowania o sobie. Prawo podąża po prostu za jego rozwojem. A dopóki rozwój ten jest na zbyt wczesnym, zbyt mało zaawansowanym etapie, prawo ochrania dziecko.

Dzieci są zwykle ufne, skłonne do eksperymentowania. Zarówno ich zbyt niski poziom rozwoju poznawczego, jak i zbyt małe doświadczenie życiowe, sprawiają, że nie spostrzegają one większości sytuacji w pełni, nie widzą wszystkich ich aspektów.

Jeśli pozwolisz dziecku grać na konsoli tyle, ile zechce - będzie grało do północy, albo dłużej. Ono nie myśli o tym, że się nie wyśpi i w szkole tylko odhaczy swoją obecność, nie będąc w stanie nauczyć się czegokolwiek nowego. Jeśli pozwolisz jeść, co zechce - wybierze dietę słodyczowo-przekąskową, nie przejmując się takimi odległymi straszakami, jak otyłość, psujące się zęby, albo cukrzyca. Mogłabym tak dalej, ale już przecież dobrze wiesz, o co mi chodzi.

Dziecko nie dostrzega, nie rozumie, lub bagatelizuje konsekwencje swoich zachowań. Dopiero uczy się to robić, ale to nauka - jak każda - powolna i długotrwała. Oczywiście wścieka się na nakazy i zakazy dorosłych, doceniając je dopiero koło trzydziestki ;), ale cóż - żaden odpowiedzialny rodzic się tym wściekaniem nie powinien dawać zbić z pantałyku.


Jak to się ma do gór? Wszelako. Ale już spieszę z wyjaśnieniem mojego toku skojarzeniowego.


Widzi się czasem takie różne obrazki. A to wózek gdzieś wysoko w górach, a to kilkuletnia dziewczynka na drabince ponad Kozią Przełęczą. Ale i, zdawałoby się, mniej kontrowersyjne: maluch w nosidełku lub chuście, które też wzbudzają czasem emocje. A obok obrazków, a jakże!, komentarze, nie wszystkie zasługujące na cytowanie. Jeden jednak dość często się powtarzający, brzmiący tak mniej więcej:

"co takie dziecko wystraszone/zmęczone/zawinięte w chustę z takiej wycieczki wyniesie?"

Otóż, proszę państwa, to, co dziecko z wycieczki górskiej wyniesie jest sprawą też dość istotną, ale jednak drugorzędną. Ważniejsze jest bowiem to, czy dziecko na wycieczce górskiej jest bezpieczne.

Być może bowiem znajdzie się jakiś ośmiolatek, któremu się na takiej dajmy na to Świnicy, owszem, całkiem spodoba. I wyniesie stamtąd masę dumy i frajdy. Czy to coś jednak zmienia w kwestii tego, że dany szlak jest lub nie jest dla niego odpowiedni?

Ośmiolatek wyniesie też masę radochy z naparzania w gry do późnej nocy i możliwości objadania się słodyczami. To dorosły decyduje, czy ta radocha jest dlań odpowiednia.

Ergo: to nie dziecko wybiera górskie szlaki dla siebie. Dziecko nie dostrzega w pełni górskich zagrożeń, nie rozumie ich, lub bagatelizuje. Dziecko nie jest w stanie realnie ocenić ryzyka, a więc też zadecydować o jego podjęciu. W górach pełną odpowiedzialność za dziecko ponosi ten, kto je tam zabrał.


Ale, ale, zaraz, zaraz. To, że rodzic ponosi za swego potomka odpowiedzialność, nie oznacza bynajmniej, że jest owego potomka właścicielem i robić z nim może, co zechce. Ta odpowiedzialność ma być mądra, rozsądna, ma chronić dziecko. Jako rzecze kodeks karny:

Art. 160.
§ 1. Kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu,  podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.


Jeśli więc zabierasz dziecko na szlak niebezpieczny, to nie tylko ryzykujesz własną żałobę i powiększenie grona aniołków. Zwyczajnie, jeżeli zostanie Ci udowodnione owo ryzyko, czyli narażanie - możesz pójść do ciupy.


Powiało grozą, ale ja nie tylko o tym tu chciałam...


Cały powyższy wywód miał na celu uzmysłowienie i podkreślenie powagi sytuacji. Dziecko to mały człowiek, za którego w pełni przejmujemy odpowiedzialność w niektórych kwestiach i sytuacjach, o którego bezpieczeństwo mamy obowiązek zadbać. A góry bywają zabójcze. O tych dwóch faktach nigdy nie zapominajmy i zawsze miejmy je na uwadze, planując górską wycieczkę z latoroślą (własną czy pożyczoną).

Czy to oznacza, że zabieranie dziecka w góry jest z gruntu złe, niewłaściwe, niebezpieczne?
Nie! Oczywiście, że nie!
Może być wspaniałą przygodą dla całej rodziny. No, tylko że to wymaga trochę wiedzy, rozsądku i przygotowań. Więcej niż planowanie samodzielnej wyprawy.


Co przemawia za tym, żeby nie pozostawiać dziecka w domu/kwaterze, ale zabrać na górską wycieczkę?




Całkiem sporo rzeczy:

- rozwijanie sprawności fizycznej
- ukazywanie różnorodności i piękna świata
- wyrabianie wrażliwości na naturę
- spędzanie czasu na świeżym powietrzu
- kształtowanie charakteru i wiary we własne możliwości
- ukazywanie jednej z wielu możliwości dotyczących wyboru zainteresowań, hobby, pasji...

...i pewnie wiele innych, które w obecnej chwili nie przyszły mi do głowy.

O tak, z pedagogicznego punktu widzenia, góry mają naprawdę dużo do zaoferowania. Mogą stać się świetnym polem do rozwijania rodzinnych więzi, ale też społecznych relacji dziecka, no i kuźnią charakterów.

Góry to w ogóle bogactwo, z którego można czerpać i korzystać na wiele różnych sposobów. Tyle, że... trzeba umieć to robić.

Między innymi trzeba zważać na...


Zagrożenia gór

- nierówność terenu - która sprawia, że nawet na dolinnej ścieżce nietrudno o zwichnięcie czy złamanie nogi, jak też o zwykłe przewrócenie się (mogące skutkować np. uderzeniem głową o kamień)




- przepaścistość - rzecz oczywista, szlaki powyżej dolin najczęściej wiodą terenem stromym, lub - obok terenu stromego, gdzie można spaść (swobodny lot) lub sturlać/zsunąć się (lot) - rozróżniam te dwa rodzaje upadków, bowiem sporo ludzi chyba nie zdaje sobie sprawy, że zsunięcie czy poturlanie się po górskim zboczu może mieć równie opłakane skutki, co pofrunięcie w otwartą czeluść



- trudności techniczne - wiele górskich szlaków wymaga umiejętnego poruszania się po skalnym stromym terenie z użyciem rąk



- zmienna i różniąca się od tej na nizinach pogoda - w górach zmiany pogodowe zachodzą gwałtowniej, są też dla nas bardziej groźne; mgła może spowodować pobłądzenie, deszcz - śliskość podłoża, po którym idziemy, burza - ryzyko porażenia piorunem z powodu braku schronienia; dodatkowo należy mieć na uwadze, że wysoko w górach bywa o wiele zimniej niż w pobliskich miejscowościach, może też wiać dużo silniejszy wiatr, a także nawet  w środku lata, zalegać mogą płaty śniegu



- odosobnienie - wprawdzie w pogodny dzień, w szczycie sezonu, na popularnym szlaku raczej nam nie  grozi... zawsze jednak trzeba mieć na uwadze, że wychodząc w góry, oddalamy się od cywilizacji, skupisk ludzkich, schronień, sklepów, aptek, pozostajemy zdani na siebie i to, co mamy w plecaku, w ostateczności - na telefon po pomoc, która nie dotrze do nas błyskawicznie



- długość szlaków - cele górskie najczęściej są dość odległe, co implikuje opisane powyżej odosobnienie, ale też może być przyczyną problemów kondycyjnych, zasłabnięć, wyczerpania


- rozległość i obcość terenu - które mogą powodować pobłądzenie


- lawiny i inne niebezpieczeństwa zimy - liczę na to, że ktoś, kto daje niepełnoletniemu czekan w dłoń, nie szuka porad na moim blogu, bo ma o górach większe pojęcie ode mnie, pragnę jednak uwrażliwić, że niebezpieczeństwo lawin występuje również na szlakach dolinnych, podobnie zresztą jak groźba wychłodzenia czy pobłądzenia w śnieżnej kurzawie




Kilka porad dla osób wybierających się po raz pierwszy z dzieckiem w góry:



1. Najlepiej by było, gdybyś, zanim zdecydujesz się zabierać na górskie wycieczki dziecko, trochę pochodził po nich sam.


2. Idąc z dzieckiem, nigdy nie wybieraj szlaków trudnych technicznie, ani eksponowanych (przepaścistych). W przeciwnym wypadku, bezpośrednio narazisz je na utratę zdrowia lub życia.


3. Bądź pewien szlaku, na jaki się wybieracie. Jeśli sam nigdy nim nie szedłeś, przeczytaj dokładnie jego opisy i obejrzyj zdjęcia.


4. Sprawdzaj i obserwuj na bieżąco pogodę. Sprawdzaj ją nie dla Zakopanego, czy innych miejscowości, ale wpisując nazwę szczytu na interesującej Cię wysokości (np. tutaj, lub tutaj). Wychodź na wycieczkę z dzieckiem tylko przy dobrej i stabilnej pogodzie.


5. Bądź przewidujący. Miej ze sobą wszystko, co może się okazać potrzebne w czasie wędrówki z dzieckiem (w tym: odpowiedni zapas jedzenia i picia, ciepłe i przeciwdeszczowe ubrania, apteczka, krem do opalania).

6. Dokładnie sprawdzaj trasę na mapie przed wyruszeniem. Uważaj, aby nie wybrać trasy zbyt długiej (albo z dużą różnicą wysokości do pokonania), która wycieńczy dziecko. Planuj wycieczki krótkie lub średnie, przewiduj dużo czasu na odpoczynki.

7. Własne ambicje schowaj do kieszeni. Dziecko jest słabsze od Ciebie, dostosuj wycieczkę do jego możliwości.

8. Pamiętaj, że to Ty podejmujesz decyzje, nie dziecko. Na bieżąco poddawaj refleksji przebieg wycieczki i samopoczucie wszystkich jej uczestników. Bądź uważny, rozsądny i odpowiedzialny.

9. Kiedy idziesz z dzieckiem nie ma mowy o podejmowaniu jakiegokolwiek ryzyka ("może damy radę", "powinniśmy zdążyć, zanim się ściemni", "grzmi daleko, nie dojdzie do nas" itp....) !!!

10. Nie ufaj uchwytowi swojej ręki, czy nawet linie, którą prowizorycznie przywiązujesz do siebie dziecko. Ono, upadając, może wytrącić Ciebie z równowagi. Również Ty możesz zacząć spadać pierwszy, pociągając za sobą dziecko. Po prostu nie zabieraj dziecka w niebezpieczny teren (chyba że jesteś wspinaczem o wieloletniej praktyce i wszelkie techniki asekuracji masz w małym palcu - ale wówczas nie szukałbyś porad na moim blogu).

11. Nie zmuszaj dziecka do górskiej aktywności. Tak, góry mogą dać wspaniałą i piękną szkołę życia, mogą wychowywać i oddziaływać na dziecko na wiele wspaniałych sposobów, ale... tylko wtedy, gdy dziecko się na owo oddziaływanie choć trochę otwiera. Jeśli zaś na wieść o weekendowym wypadzie w góry, mamrocze spod spuszczonego na kwintę nosa "w góóóry..? znooowuuu?", jeśli na wycieczkach jest marudne i w głębokim poważaniu ma widoki, naturę, przygodę i całą resztę, to daj mu spokój. Nie musi lubić tego, co Ty. Jego prawo. Może zresztą kiedyś to pokocha, ale na razie nie ma o tym mowy. Po prostu następnym razem wyślij je na kolonie, zostaw u babci, czy zorganizuj inną opiekę, a po górach podrepcz sam.



Jak zwykle żywię nadzieję, że pomogłam. Jak zwykle - będzie mi miło czytać Wasze komentarze.



A na koniec dodam tylko ku rozwianiu wątpliwości:
Nie, nie mam własnych dzieci. Ale jestem pedagogiem po hmmm łącznie ośmiu latach studiów i sześciu praktyki... Więc... tak naprawdę mam o wiele rozleglejsze uprawnienia, aby pisać bloga o dzieciach niż o górach.
:D

20 komentarzy:

  1. Z doświadczenia wiem, że wyprawa z dzieckiem łatwym szlakiem może być dużo bardziej wymagająca niż wejście na Rysy. Powinniśmy w pierwszej kolejności zaspokajać potrzeby dziecka, a nie swoje ambicje. Dziecko patrzy na góry inaczej niż dorosły. Równie dobrze moglibyśmy je zabrać do galerii handlowej. Nie zrozumie zagrożeń, nie zrozumie nas kiedy chcemy je na siłę umieścić w nosidełku. Im młodsze dziecko tym bardziej może się w górach nudzić. Najlepiej iść z małym bobasem, wtedy śpi całą drogę i wszyscy napotkani wędrowcy się do ciebie uśmiechają:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgodzę się. Chodzimy z córką po górach dość długo. Była w Beskidach, Karkonoszach, Pieninach, Biesach. I nic tak jej nie męczyło jak wędrówka przez las po wygodnych duktach. Za to Sokolica i drabinki - po kilku godzinach w terenie i marudzeniu o powrót cisnęła jak kozica :) Od ponad roku pyta o Tatry - i w sumie dlatego tu jestem (jedziemy za tydzień). Ma ambicje chęci, a ja jako rodzic będę robił wszystko, by wyjście w góry było ciekawe, dawało radość "wspinania" a jednocześnie było jak najbardziej bezpieczne. Dlatego droga do MOka odpada, ale przełęcze w Wysokich też.
      Kolejny raz czytam wpisy na tym blogu (który jest dla mnie źródłem olbrzymiej wiedzy - DZIĘKUJĘ!), oglądam wszelkie możliwe zdjęcia, porównuję czasy przejść i ogarniam "wyjścia awaryjne".
      Plany (jak na 7/8latkę) są ambitne (kurczę, wczoraj pytała o Kościelec...), a co z tego wyjdzie - zobaczymy :)
      Nie tylko do bobasów się ludzie uśmiechają, do tych starszych ŚWIADOMYCH tego, gdzie są i po co, dzielnie tuptających kolejne km - też :)
      Pozdrawiam
      /sajmon

      Usuń
    2. Oczywiście na ten Kościelec na razie się nie wybieram :)

      Usuń
  2. doktorat masz?! czy różne kierunki? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie no, bez przesady :) po prostu po magisterce doorałam się jeszcze dwiema podyplomówkami...

      Usuń
  3. Ja jestem wdzięczna moim rodzicom, że zabrali mnie w góry, kiedy byłam małym berbeciem ;) Zaszczepili we mnie pasję, która trwa niezmiennie od 20 lat :). Zawsze rozsądnie wybierali trasy, a kiedy byłam już większa sama ruszyłam w trudniejszy teren :) Rozsądek przede wszystkim!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale moim zdaniem około 3 miesięczne niemowlę w chuście w marcu na zalodzonym szlaku z Kalatówek na Halę Kondratową to też przesada,bo poślizgnąć i przewrócić może się każdy. A przygnieść swoim ciężarem niemowlę raczej nikt nie chce. Trzeba wykazać się wyobraźnią...

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaczęłam swoją przygodę z Tatrami w wieku 5 lat i miłość do tych gór, która wtedy się narodziła trwa już ponad 25 lat. Świnicę i Granaty zdobywałam mając 8 lat, Krzyżne czy Zawrat 11. Zawsze chodzenie po Tatrach było dla mnie niesamowitą radością i jako dziecko za nic nie dałabym sobie je zamienić na Beskidy czy spacery w dolinach. Dla w miarę sprawnej 8 latki (przynajmniej 20-kilka lat temu) 9 godzinna wycieczka z góry przy pewnej pogodzie, odpowiednich odpoczynkach, ekwipunku, wcześniejszym obyciu dziecka na szlakach górskich, opiece rodzica znającego góry i przede wszystkim chęci u dziecka nie jest niczym niezwykłym. Rodzic rodzicowi nie równy i dziecko dziecku nie równe, jedno w połowie Doliny Kościeliskiej powie, że ma dość i dalej ani kroku nie pójdzie a inne pokocha góry i będzie się ich od małego "uczyć".

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie przeraża chyba bardziej brak poczucia piękna u młodych Ostatnio przy Morskim Oku słyszę młodego gimnazjalistę cytuję: ,,to ja się tyle zlazłem, żeby kawałek wody zobaczyć?!,,
    A drugi ta to : ,,ja bym sobie lepsze zrobił w minecraft- cie,,
    Moi chłopcy w wieku 14 i 12lat przeszli drogę z doliny pięciu stawów przez świstówkę bez telefonu w ręce za to z lornetką i aparatem fotograficznym bez słuchawek na uszach. I oby tak Zostało. Może jestem wyrosną matką. A może mi kiedyś za to podziękują

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podchodząc na Kasprowy od Murowańca spotkaliśmy "gimbazę". Dominował pogląd "za co matka tyle pieniędzy dała, to tortury nie odpoczynek", "myślałem że na Morskie Oko było ciężko, ale to jest jakiś hardkor". Niektórych dopingowała wyprzedzająca ich 7latka :), reszta była tam (wg ich odczucia) za karę...

      Córa dała radę, po całodniowym wyrypie nadal twierdziła, że góry są OK :)
      Jej cele (Giewont, dwutysięcznik) zrealizowała :)
      I tak jak myślałem - najbardziej dała jej w kość wygodna droga Doliną Kościeliską :(

      Usuń
  7. Mój 5 letni syn w Tatrach był trzy razy i mam ogromną frajdę jak pyta się czy i kiedy w tym roku pojedziemy w góry.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziecko w górach bawi się świetnie, ale to muszą być góry dostosowane do jego możliwości. Jak miałam 6 lat to szalałam z radości na Szczelińcu, idąc nad Wodospad Wilczki, Kamieńczyka czy do Jaskini Niedźwiedziej. Mamy to szczęście, że w Polsce mamy i Tarty dla wymagających, i Sudety dla początkujących. A to wcale nie jest tak, że dziecko to osoba w chuście czy wózku, bo niestety w zeszłym roku na szlaku od piątki do Moka co najmniej kilkoro dzieci (na oko 10-12 lat) kucało w histerii na szlaku, płakało i powodowało zagrożenie dla siebie i dla innych. Ja musiałam naprawdę w ryzykowny w moim odczuciu sposób obchodzić takie dziecko...Także bez wcześniejszego rozeznania, jak dziecko reaguje na wysokość, ekspozycję lepiej się nie pchać.

    OdpowiedzUsuń
  9. my może wielkich szczytów nie zdobywamy, uwielbiamy Karkonosze, bo mamy blisko. Młoda też bardzo lubi wycieczki, bo nosimy ją w nosidle Luna Dream. Może wszystko oglądać w wygodnej pozycji. gorzej z przewijaniem, bo się wtedy awanturuje :)

    OdpowiedzUsuń
  10. A jakieś propozycje wycieczek po Tatrach z 7 latkiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę zajrzeć do któregoś z postów "propozycje wycieczek dla początkujących" w zakładce "przewodnik".

      Usuń
  11. My z córką chodzimy po górach od 3 roku życia,kiedy już umiała chodzić. Wiadomo,część wycieczki tatuś nosił na barana. Zawsze starałam się dostosować wycieczki do jej wieku. Pokazaliśmy jej piękno gór. Teraz ma 10 lat i góry to jej największą miłość,tak jak moja i męża. Zdobywamy wspólnie Koronę Polski. Już 12 szczytów za nami. Za kilka dni jedziemy na weekend na Kościelisko, Czerwone Wierchy i Giewont. Będziemy spać 2 noce na glebie,a dla mojej córki to przygoda życia i nie może się doczekać. Marzy o Rysach i Orlej,ale choć jest sprawna i ma świetną kondycję,jeszcze sie boję. Może za rok... z uprzężą i lonżą. Zobaczymy :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam... ja po raz pierwszy zabieram Swoją rodzinę w Góry... niestety w związku z ograniczeniami technicznymi i zawodowymi będzie to szybki wypad... córki 2 i 4 lata... zabezpieczamy się z Żoną w nosidła turystyczne i zdrowy rozsadek... plany są duże i ambitne... ale liczę się w każdej chwili z sytuacją gdzie ktoś powie... NIE i wracam ... góry nie wybaczają pomyłek ... szczególnie Chojrakom :)...
    Morskie OKO i Kasprowy... co więcej czy mnie... czas i możliwości zweryfikują...

    P.S. Ruda... dzięki za blog :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Schronisko w Roztoce. Full ludzi. Wieczorem otwierają się drzwi i wchodzi 5-osobowa kawalkada: 2 chłopców i dziewuszka (5 lat?) z malutkimi plecaczkami, do których w poprzek mają przytroczone karimaty. (W środku jak się potem okazuje niosą... pluszowe świstaki.) Za maluchami dwóch obładowanych facetów. Założenie: śpią na glebie i rano idą do Piątki. Uśmiech wszystkich wokół bezcenny!!! Dzieciaki rano (zanim tatusiowie zmajstrowali śniadanko) zbudowały dla świstaków zagrodę z kamieni przed schroniskiem. A potem podreptali w góry wyprzedzając wszystkich po drodze. Szczęście i ekscytacja maluchów wręcz promienieje.

    Podejście do Piątki w okolicach Siklawy. Mocno już zmęczony mały Piotruś (też ok 5 lat). Zagaduję czy może mi powiedzieć jak daleko jest schronisko, bo ja nie mam już siły targać pod górę ciężkiego plecaka. Dziecko jak w kalejdoskopie zamienia się w przewodnika, tłumaczy mi, że po górach trzeba iść szlakiem i że zaraz zobaczymy dużo stawów (nigdy wcześniej tu nie był). Podpuszczam go, że to chyba nieprawda, żadnego schroniska tu nie ma, a stawy nawet jeśli były to się gdzieś pochowały. I że może trzeba je zawołać żeby wróciły, bo ja nie mam siły iść do nich. Maluch się upiera, że stawy są, jest ich dużo, i wielkie i małe. W końcu decyduje, że je zawoła ale po cichu bo w górach nie wolno krzyczeć (!) Na hasło: "Wielki! Wielki! Gdzie jesteś?" staw ukazał się naszym oczom zza kosówki. Wrażenie niesamowite, Piotruś - szczęśliwy. Dawno już zapomniał o zmęczeniu i biegnie wołać "Małego stawa". Rodzice duszą się ze śmiechu (też zmęczeni, bo targają jeszcze młodszego berbecia w nosidle, którego muszą co jakiś czas wypuszczać dla rozprostowania nóg).

    Można? Można!!! I jak najbardziej warto. Pod warunkiem, że to do dziecka jest dopasowany rytm i tempo a maluchy mają szansę oswoić góry wg swoich potrzeb i pojmowania świata.

    Pozdrawiam
    Natalia

    OdpowiedzUsuń
  14. Fantastyczny blog, który stał się moją inspiracją. Pamiętaj, jak nie tak dawno (latem) przeczytam Twój wpis. Zmotywowała mnie, aby zabrać dzieciaki w góry. Bałam się niemiłosiernie, ale miłość do górskiego piękna przezwyciężyła 🥰. Teraz wracam do Ciebie, aby podziękować za wskazówki! Było warto.

    OdpowiedzUsuń