Kto mnie już trochę tatrzańsko kojarzy, ten wie zapewne, że ja zasadniczo w Zachodnich pojawiam się rzadko. Ot po prostu, nie preferuję. Tak blisko są przecież Wysokie z całym tym swoim wachlarzem różnorodnych wyzwań. A ja jakoś zwyczajnie wolę skałę i wąziutkie ścieżki od relaksacyjnego dreptania rozłożystymi grzbietami.
Nie wiem więc sama, co też mnie naszło, ale jakoś tak zatęskniłam. A może po prostu stwierdziłam, że to nie wypada tak omijać i że czas najwyższy tam w końcu powrócić? Albo uznałam, że brak mi zdjęć z zachodnich rewirów?
Cóż, najpewniej to ostatnie. ;)