Tym razem przylatuję do Gruzji na kilka dni przed rozpoczęciem właściwej wyprawy, chcąc się lepiej niż ostatnio (link do relacji sprzed dwóch lat
TUTAJ) zaaklimatyzować. Pierwszego dnia, który i tak w większości przesypiam, odpoczywając po nocnym locie, Kazbek chowa się w chmurach. Ale już następnego ukazuje się w pełnej okazałości, rozpogodzony, majestatyczny, ogromny, piękny i cokolwiek straszny. Patrzę na ten absurdalnie wielki masyw, wyrastający tuż ponad maleńką mieściną i próbuję odgadnąć swój los. Czy tym razem wejdę? Co mówisz do mnie, góro? Czy będziesz dla mnie łaskawa? To pozostanie jednak zagadką nieomalże do ostatnich chwil, ostatnich kroków wzwyż.