piątek, 25 lipca 2014

Tajemnice Doliny Kościeliskiej

Dolina Kościeliska znana jest i lubiana, reklamować jej nie ma potrzeby. I w sezonie i poza nim niechcący przeistacza się w przedłużenie Krupówek i istny wybieg dla mody wszelakiej. Wczesnym rankiem może stanowić cel przyjemnego rekreacyjnego spaceru. Później też, o ile spacery w głośnym, rozbłyskującym fleszami tłumie dość przypadkowych turystów mają dla nas coś wspólnego z rekreacją. 

Że w Kościeliskiej jest schronisko, wie bodaj każdy, kto ją odwiedza. I większość tam właśnie zmierza, a potem wraca grzecznie tą samą trasą niespecjalnie rozchodząc się na boki. Kościeliska może być tymczasem punktem rozpoczynającym wiele nieco ambitniejszych spacerów (Przysłop Miętusi, Stoły, Droga nad Reglami...), odleglejszych wycieczek (np. Czerwone Wierchy, Ornak...), ale Dolina ta serwuje także parę atrakcji, których nie trzeba szukać zbyt daleko.

Widok na Kominiarski Wierch z Doliny Kościeliskiej


Przede wszystkim, Kościeliska to obszar występowania bardzo wielu jaskiń. Turystycznie udostępnione są 4, ale istnieje ich w tej okolicy co najmniej 450 i zapewne co jakiś czas odkrywane są nowe. 

Jaskinia Mroźna - punkt obowiązkowy wielu zorganizowanych wycieczek. Udostępniona aż, rzec można, do bólu. Sztuczny korytarz "wprowadzający", opłaty za wejście, zwiedzanie z przewodnikiem, oświetlenie. Brzmi to, jakbym psioczyła, ale nie o to chodzi. Nie przeszkadza mi, że dostosowano turystycznie w takim stopniu jedną z czterystu pięćdziesięciu jaskiń. W sumie dobrze, że jest takie miejsce. Wycieczki szkolne do Mylnej raczej nie pójdą, a warto przecież, aby młodzież ogarnęła w realu, co to takiego jest jaskinia ;). Byłam tam kiedyś i ja jako uczestnik takowej wycieczki, potem jako opiekun. Od tamtej pory jakoś mnie nie ciągnie. Ale jeśli ktoś jeszcze nie był - warto zwiedzić, czemu nie.

Jaskinia Raptawicka - tu już mała niespodzianka. Jak na Tatry Zachodnie i bliskie okolice łagodnej wszak Doliny Kościeliskiej robi się nieco emocjonująco. Do Jaskini odbija z dna Doliny jednokierunkowy szlak czarny (połączony z czerwonym prowadzącym do sąsiadującej z Raptawicką Mylnej). Zaczyna się od razu z grubej rury - krótkim łańcuchem, dalej ciągnie dość łagodnie pod górę, potem robi się irytująco kruchy, a w końcu doprowadza do momentu, gdzie czerwona ścieżka do Mylnej dalej wiedzie dość grzecznie i spokojnie, natomiast czarna ścieżka... przestaje być ścieżką. Szlak prowadzi dalej do wlotu jaskini po dość stromych skałkach. Dla ułatwienia wisi łańcuch. I całkiem się przydaje, zwłaszcza w zejściu. 

Pierwsze łańcuchy po odbiciu z dna doliny.


 Okolice Jaskini Raptawickiej


Dojście do jaskini.


I to samo miejsce widziane z góry.
Dla uzupełnienia obrazu sytuacji dodać należy, że skały są tu, jak przystało na Tatry Zachodnie, śliskie, a po deszczu nawet dość ekstremalnie śliskie. To dosyć trudny kawałek drogi i nie jest żadną ujmą zrezygnowanie z niego i ominięcie Jaskini Raptawickiej. Nie ustępuje trudnościami wielu łańcuchowym fragmentom szlaków Tatr Wysokich, a dodatkowo, jak już wspomniałam, sprawia problemy z przyczepnością. Nie namawiam zatem, jednak kto się odważy, tego czeka fajna, kilkunastometrowa skałkowo-łańcuchowa zabawa. A po niej jeszcze kilkumetrowa drabinka, prowadząca (w dół!) na dno jaskini, wcale nie mniej podnosząca ciśnienie od tej na Orlej Perci. Na pewno mniej wygodna - szczeble są okrągłe w przekroju i szerokie. W jaskini mroczno i chłodno. I przestronnie - drabinka sprowadza do dużej "sali". Można próbować przeciskać się dalej - potrzebne światło, w miarę szczupła sylwetka, myślę, że przydałby się też kask. Osobiście jednak byłam w Raptawickiej 3 razy, nigdy nie wiedząc nawet, że tam gdzieś się dalej idzie. Nie wiem zatem, gdzie szukać odpowiedniego korytarza (na jego końcu jest podobno kapliczka). Zainteresowanych odsyłam na poszukiwania opisów w otchłaniach internetu.




W Raptawickiej


Z Raptawickiej wychodzimy tą samą drogą, którą przyszliśmy - a więc drabinką tym razem do góry, a po skałkach tym razem w dół.

Wracamy do czerwonego szlaku. Jest on jednokierunkowy, więc dobrze byłoby iść dalej do Jaskini Mylnej :). Teraz już zresztą tylko łatwiej. Po niedługim (kruchym!) spacerze docieramy w bliskie pobliże wejścia do Jaskini. 


 Po drodze jeszcze Obłazkowa...

To bardzo ładne miejsce, skały tworzą tu "okna", z których rozpościera się widok na lesiste zbocza. Oto jesteśmy u progu Jaskini Mylnej. Nazwa jest nieprzypadkowa, ponoć miejsce to słynęło z pobłądzeń, ktoś tam chyba nawet nie doczekał się ratunku... Ale to stare dzieje. Obecnie środkiem jaskini prowadzi szlak (znakowanie czerwone). Kluczem do sukcesu i uniknięcia śmierci głodowej jest zatem trzymanie się tego szlaku. No i posiadanie latarki, rzecz oczywista. Może to być latarka trzymana w ręce (przetestowane kilkakrotnie - da się), jednak wygodniejsza będzie z pewnością czołówka. Nie zaszkodzi mieć zapasową latarkę, oraz zapasowe baterie. Właściwie to obowiązkowo zapas należy mieć. Bez światła przejście tej jaskini staje się niemożliwe, w ostateczności mocno niebezpieczne. Spotkaliśmy kiedyś gościa, który opowiadał, że czekał w Mylnej parę godzin, aż przyjdą następni turyści, bo padło mu światło. 

Korytarze Mylnej są ciasne i niskie, ich przemierzanie wymaga zatem nie raz i nie dwa przyjęcia pozycji prawie że horyzontalnej. W jaskini panuje oczywiście zupełny mrok (uczucie, gdy zgasi się latarki i przestanie rozmawiać - niesamowite :) ), jest zawsze zimno (latem około 5 stopni) i wilgotno.

Powiedziałabym, że to jaskinia dla każdego (kto oczywiście nie uskarża się na klaustrofobię lub skrajną otyłość). Jej przejście nie jest wymagające kondycyjnie, nie sprawia też trudności technicznych. Poza tym, że jest ciemno i ciasno - nie ma też w niej nic strasznego. Jest jedno takie miejsce na trasie, gdzie ewentualnie można by się zsunąć i zaklinować (tu fotka z Wikipedii), ale wisi tam łańcuch i bezpieczne przejście nim nie sprawia kłopotu.

Zwiedzanie jaskini trwa około pół godziny. Jeśli nie jesteśmy profesjonalnymi grotołazami - lepiej trzymajmy się biegnącego przez jaskinię szlaku oznaczonego na czerwono. W razie pobłądzenia jednak oszczędzajmy światło i nawołując pomocy oczekujmy na przybycie kolejnych turystów, którzy pomogą nam wydostać się z pułapki. 


Smocza Jama -  to w zasadzie taki niezbyt długi, bo niespełna 40-metrowy tunel. Jaskninia wznosi się ku górze (trasa przez nią jest jednokierunkowa) pokonując ok. 16 metrów przewyższenia. Na szlaku w środku jaskini przymocowane są łańcuchy. Aby się do niej dostać trzeba pokonać też drabinkę.









Konieczne światło - tu już ze względu na stromość podejścia i konieczność przytrzymywania się łańcuchów dużo bardziej od zwykłej latarki zalecana jest czołówka. Do Smoczej Jamy docieramy pokonując Wąwóz Kraków, przez który prowadzi jednokierunkowy szlak. Jaskinię można ominąć - jest wyznaczone przejście bogate w łańcuchy i klamry. Podobno eksponowane. Łatwiej chyba (bo "ominięciem" nie szłam) przejść przez jaskinię, ta druga opcja jest pewnie dla osób z klaustrofobią. 

 Początek obejścia.

I początek jaskini.


Kilka uwag dotyczących zwiedzania jaskiń:  

- posiadanie swoich latarek jest KONIECZNE (oczywiście za wyjątkiem Jaskini Mroźnej, gdzie jest zamontowane stałe oświetlenie); dobrze jest zamiast tradycyjnej latarki mieć czołówkę, gwarantującą większą swobodę ruchów, warto wziąć ze sobą zapas baterii (zapasowa latarka też nie zaszkodzi),

-  trzeba pamiętać o tym, że w jaskiniach jest zwyczajnie zimno, jedynie kilka stopni na plusie (także podczas panującego na zewnątrz upału), należy więc zabrać ze sobą ciepłe ubrania,

- w jaskiniach nietrudno o pobrudzenie się (łącznie z utaplaniem w błocie od stóp do głów - to szczególnie w Mylnej) oraz zamoczenie (w jaskiniowych korytarzach często są kałuże), warto więc zabrać rzeczy na zmianę,

- kask nie jest może konieczny do turystycznego zwiedzania jaskiń Doliny Kościeliskiej, ale nie będzie przesadą zabranie go ze sobą - zwłaszcza to Mylnej i Mroźnej; w każdym razie - trzeba uważać na głowę.

Wąwóz Kraków - odnoga Doliny Kościeliskiej wcięta w stoki Ciemniaka i Upłaziańskiej Kopy. Turystycznie udostępniony jest tylko kawałek Wąwozu. Szlak wiedzie jego kamienistym dnem, mając nad sobą strome, a nawet przewieszone skały. Jest to trasa jednokierunkowa prowadząca do jaskini Smocza Jama (patrz powyżej). 

To bardzo malownicze miejsce. Ostatnio zachwycała się nim moja Mama :).

 fot. Hania Stępel 

 fot. Hania Stępel


Ciekawostka - skały w wąwozie "podparte są" licznymi mniejszymi i większymi patykami. Pamiętałam je ze swojej wędrówki tą trasą wiele lat temu. Ale nie miałam pojęcia, skąd się tam wzięły, no i po co właściwie są - bo skał raczej skutecznie nie podeprą w razie zawalenia... Gdy zajrzałam dziś do przewodnika "Tatry Polskie" J. Nyki , wszystko stało się jasne - patyki ustawiają uczestniczy szkolnych wycieczek straszeni przez przewodników zawaleniem się skał. Nie wiem tylko, czy uczniowie wierzą w powodzenie swoich działań, czy tak się tylko zgrywają ;). 

Smreczyński Staw -  jedyny staw po polskiej stronie Tatr Zachodnich dostępny znakowanym szlakiem. Położony w gęstym lesie, oferuje bogaty i interesujący widok na kopulaste szczyty w oddali (gdy byłam tam zimą, wyraźnie było widać ludzi na nich). Oddalony od Schroniska o jakieś pół godziny drogi. Ja lubię nie tylko sam staw, ale i szlak do niego prowadzący - obok ścieżki są takie podmokłe intensywnie zielone tereny. 

 Staw Smreczyński zimą


Przysłop Miętusi -  nieodległa od Doliny Kościeliskiej widokowa polana, która czeka na nas na trasie szlakiem czarnym (czyli Drogą nad Reglami) w kierunku Doliny Małej Łąki. Szlak spacerowy.

Stoły -  pagór, podobno dostarczający ciekawych widoków, tam mnie niestety jeszcze nie zaniosło, więc za dużo nie napiszę. Myślę, że szlak łatwy.

Co dalej?  

Z Kościeliskiej możemy rozpocząć na dwa sposoby wycieczkę na Czerwone Wierchy. Każdy z tych sposobów wyprowadza na Ciemniak, czyli najbardziej wysunięty na zachód wierzchołek Czerwonych. Można się na niego dostać idąc szlakiem czerwonym, zaczynającym się prawie na samym początku Doliny. A można też szlakiem zielonym od schroniska, przez Dolinę Tomanową. Przy czym ten drugi jest niesamowicie długi.


Można szlakiem żółtym przez Przełęcz Iwaniacką przedostać się do Doliny Chochołowskiej. Z Przełęczy jest możliwość (i warto) wyskoczyć na Ornak. A z Ornaku można oczywiście powędrować dalej, na inne szczyty Zachodnich - wszystko w zależności od kondycji, pogody, godziny itd. 



Do Chochołowskiej można też przedostać się "dołem" Drogą nad Reglami. Trasa przez las, mocno spacerowa.

No i to by było na tyle. Prawda, że na pierwszy rzut oka niepozorna Kościeliska skrywa w sobie sporo tajemnic? ;)


Łapcie jeszcze jedną. Na Polanie Pisanej stało niegdyś schronisko. Z racji niewielkiej przydatności i złego stanu zostało przeznaczone do rozbiórki. Los spotkał je jednak trochę inny - stało się głównym bohaterem końcowej sceny jednego z polskich filmów...

17 komentarzy:

  1. Fajnie opisany rejon Doliny Kościeliskiej :-)

    Tylko jedna uwaga: "Smreczyński Staw - jedyny staw po polskiej stronie Tatr Zachodnich." - Nie jest to prawda, bo po polskiej stronie Tatr Zachodnich jest kilka stawów. - http://pl.wikipedia.org/wiki/Jeziora_polskich_Tatr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jedyny dostępny szlakiem... chyba?

      W sumie to nie wiem dokładnie, gdzie się Zachodnie tak "dolinowo" kończą. Bo tak ogólnie to niby na Liliowem, ale skoro Kopieniec do nich należy...

      Dzięki!

      Usuń
    2. Co do dostępności szlakiem to się zgodzę, nie przypominam sobie, by do jakiegoś jeszcze w polskich Zachodnich można było podejść.
      Ale tekst sugeruje coś innego, temu zwróciłem uwagę :)

      Usuń
    3. No i dobrze, że zwróciłeś :)

      Usuń
  2. Do możliwych wejść na Czerwone Wierchy dodałbym jeszcze niebieski szlak z Przysłopu Miętusiego przez Kobylarzowy Żleb na Małołączniaka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam, zaczynam przygodę z górami i chciałbym poprosić o radę. Czy plan wycieczki Jaskinia Raptawicka przez Obłazkową do Jaskinia Mylna następnie Smocza Jama przez Wąwóz Kraków do dobry plan? Ile czasu zajmie mi taka trasa? Zwiedzanie zaplanowałem na 18 kwietnia. Jakiej pogody mogę spodziewać się w Tatrach o tej porze roku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pogody - każdej.

      A co do czasu, jaki zajmie taka trasa - polecam wejście w posiadanie mapy, tam będą podane orientacyjne czasy :)

      Usuń
    2. dzięki czekam na przewodnik Nyki

      Usuń
  4. Fajny tekst dobrze że wspomniałaś o trudnościach bogato ilustrowany zdjęciami a jeśli mówimy o jaskini w której nie, ktoś się zagubił tylko zginął to o dziwo wypadek dosyć osobliwy i tu cytat w zakopane:
    "Niestety, Jaskinia Mylna ma na swoim koncie, a propos przeszłaści z nią związanej, niechlubny incydent. Latem 1945 roku zabłądził w Mylnej pallotyn Józef Szyszkowski. Był lipiec, Szyszkowski wyruszył w góry nikomu nie mówiąc o celu wyprawy. Gdy po paru dniach nie wrócił z wyprawy na kwatere, zawiadomiono ratowników górskich o tym fakcie. Pallotyna szukano prawie dwa tygodnie, niestety, bezskutecznie. Dopiero w styczniu 1947 roku jego zwłoki zostały przypadkowo odkryte przez badacza jaskiń tatrzańskich. Ciało można było zidentyfikować dzięki znalezionemu przy ciele Szyszkowskiego portfelowi. Umarł z głodu, bowiem źródło światła jakim dysponował w postaci przwdopodobnie karbitówki tudzież świecy zawiodło. Ponieważ był to okres powojenny, mało kto po jaskiniach chadzał, więc Szyszkowski miał wyjątkowego pecha."

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak się już jest w Kościeliskiej i zahacza o schronisko, warto poprosić w recepcji o klucz do "Izby Lorii" i zwiedzić ten pokoik. :D Polecam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeśli chodzi o Raptawicką, to na końcu ostatniej sporej sali znajduje się ciasny przełaz, gdy wetknie się tam głowę, widać wyraźny korytarz. Trzeba się nieźle nagimnastykować, by się przez tę dziurę przecisnąć ;) potem są kolejne wąskie przeciski... gdy ledwo szczupakiem wcisnęłam się przez trzeci i zobaczyłam czwarty, to już miałam dość i zawróciłam :D ale następnym razem nie będzie litości, dopełzam do końca uzbrojona w obecne doświadczenie i determinację :D super sprawa te jaskinie!


    Jeśli wierzyć tabliczkom informacyjnym stojącym w Dolinie Kościeliskiej na początku szlaków na Ciemniak, to zarówno ten zielony spod schroniska, jak i czerwony z początku Doliny, pokazują trasę prawie 4 godzinną, więc zbyt dużej różnicy w długaśności raczej nie ma ;) do zielonego - owszem - trzeba dodać dojście np z Kir, jeśli ktoś tam zaczyna wycieczkę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dolina Kościeliska to jedna z najpiękniejszych Dolin, jakie miałam okazję zwiedzać. Udało mi się nawet zaciągnąć tam całą rodzinkę - ogromny plus że dostęp jest stosunkowo łatwy i nawet sześcioletni synek dał radę :) ! Jeżeli chodzi o bazę wypadową w te rejony to wypróbowałam już wiele hoteli, ale jeżeli chodzi o lokalizację i komfort to zdecydowanie polecam apartamenty w tym obiekcie http://www.komfortowekoscielisko.pl/obiekt.html ! W tym roku znowu czeka nas wycieczka w te rejony, tym razem trójpokoleniowa :) !

    OdpowiedzUsuń
  8. Warto też wspomnieć o innych tajemnicach Doliny Kościeliskiej związanych z poszukiwaniem i eksploatacją złóż począwszy od ... XIII w.
    Polecam poczytanie do poduszki np materiałów przygotowanych przez TPN (+ pliki pdf do pobrania) np tutaj: http://tpn.pl/poznaj/dziedzictwo/przemysl oraz zabawę w postaci poszukiwania śladów z tamtych czasów na mapie (nazewnictwo) i w terenie (np. ślady ośrodka hutniczego na Polanie Stare Kościeliska).
    Zaciekawieni tematem mogą znaleźć inne smaczki np tutaj: http://galaxy.uci.agh.edu.pl/~7dni/hist.htm
    Pozdrawiam
    Natalia

    OdpowiedzUsuń
  9. Ktoś doszedł do tej kapliczki? Próbuję w internecie znaleźć jej zdjęcia, ale nic szczególnego nie rzuciło mi się w oczy. Wszyscy opisują,łącznie z podaniem tej ciekawej historii z dentystą z Zakopanego, ale nikt chyba jej nie sfotografował...
    W ostatnie lato próbowałem tam wejść, ale jak z kolegą zobaczyliśmy ten wąski przełaz to zrezygnowaliśmy i wróciliśmy...
    No nic, może kiedyś jeszcze się uda

    OdpowiedzUsuń
  10. Byłem w tamtym roku w Raptawickiej. Z powodu panicznego lęku wysokości było to dla mnie bardzo duże wyzwanie (szczególnie ta drabinka - "masakra"). Był to mój pierwszy kontakt z górskimi łańcuchami, niestety kontakt bolesny, bo obiłem o skałę okolicę kolana (brak znajomości obsługi łańcucha i dużo mijanych turystów zrobiło swoje). Mimo to udało mi się spenetrować Raptawicką. Do doliny Kościeliskiej zszedłem na miękkich nogach. Pod koniec zejścia jeszcze przewaliłem się na dupę, jednak ochroniłem zadek przed twardą skałą zwinną podpórką. Cała przygoda zakończyła się małą ryską na ekranie dobrze zabezpieczonego w etui smartfona, efektownymi fotkami do lansu w sieci i... pokaźnym brązowym sińcem koło kolana. Dużo emocji, aie nie polecam osobom z lękiem wysokości.

    OdpowiedzUsuń