A zanim to nastąpiło, miałam oczywiście w rzeczonym temacie jakieś swoje wyobrażenia, projekcje i oczekiwania. Gdyby je zwerbalizować, to słowem głównym, kluczowym, powtarzającym się z pozycjonerską wręcz częstotliwością byłoby słowo: klimat.
Moje niegdysiejsze unikanie schroniskowych noclegów da się wytłumaczyć. Całkiem łatwo. Byłam w tej komfortowej sytuacji, że wraz z mą ówczesną domniemaną drugą połówką, dysponowaliśmy autem. Dysponowaliśmy też obydwoje prawem jazdy. Przynajmniej w teorii, bo ja jak dotychczas lituję się nad ludzkością i z tego prawa nie korzystam. Ładowaliśmy więc w samochód, co nam się żywnie uwidziało. Zapas ciuchów - nie tylko górskich, ale i bardziej wyjściowych, pełne kosmetyczki, suszarkę i prostownicę do włosów (to ja), nawet książki jakieś na czas gorszej pogody, no i najważniejsze - wałówkę! Potem robiliśmy ze trzy kursy samochód-pokój, aby to wszystko pownosić, a przygotowania do wyjazdu zajmowały nam z tydzień, więc ciężko jednoznacznie stwierdzić, czy było to wygodniejsze, niż tryb, w jakim eksploruję góry w czasach bardziej współczesnych. Na pewno miało swoje plusy.
I z powodu tych plusów właśnie, ponad chęcią zasmakowania schroniskowego klimatu, brał jednak górę we mnie pragmatyzm.
W moim odczuciu więc, do schronisk na nocleg docierały już same górskie wygi. Takie, co to potrafiły sobie odmówić wygód na czas jakiś. Nie jednak w imię samego odmawiania, a w imię gór! W imię szlaków pobliskich, a trudnych i czasu wymagających! No i w imię klimatu! Nie tego zwanego umiarkowanym, a schroniskowego!
Mówiąc (pisząc) jeszcze inaczej: podziwiałam te rzesze oczekujące na niejednokrotnie zimny prysznic, dźwigające śpiwór i zasypiające (a co gorsza - budzące się) w fetorze kilkudziesięciu skarpetek na raz na twardej podłodze.
A z mojego głębokiego podziwu wynikało silne przekonanie, że nikt na pewno nie odmawia sobie pewnych luksusów codzienności i nie skazuje siebie dobrowolnie na dyskomfort układania się do snu jak do puszki z sardynkami, jeśli nie ma w tym określonego górskiego celu. Że nikt nie idzie w pogodny letni weekend (lub w sylwestra właśnie) spać do schroniska po to tylko, żeby się tam, wybaczcie dosłowność, najebać. Bo to mi się wydawało zupełnie, ale to zupełnie pozbawione sensu. Pić można na kwaterze, z miękkim łóziem w zasięgu ręki i łazienką w razie nagłej potrzeby przypomnienia sobie, co się jadło na kolację. Pić można na Krupówkach - też zawsze to o niebo bardziej komfortowo zaliczyć zgona tam niż w schronie, w którym co i rusz ktoś cię depcze i trąca. Nie zrozumcie mnie źle. Ja uwielbiam piwo. Bywa, że jak w kawale: "jedno, góra dwa, ewentualnie siedem". Bywa, że w schronisku. Ale nigdy nie poszłam do górskiego schronu tylko po to, żeby pić. I nie wydawało mi się, że ktokolwiek to robi.
Nie mogłam być w większym błędzie :).
Po tym wyczerpującym wstępie, wyjaśniającym z grubsza, jak się ma sprawa klimatu w górskich schroniskach (nie twierdzę bynajmniej, że go brak - jest, ale trochę inny niż mi podsuwała fantazja ;) ) przejdę do meritum, czyli...
JAK WYGLĄDA SYLWESTER W SCHRONISKU
W DOLINIE PIĘCIU STAWÓW POLSKICH?
Wygląda tak. He he. |
Po pierwsze:
Ciasność nad ciasnościami i nad wszystko ciasność. Wyobraź sobie, że jesteś studentem i stoisz pod gabinetem profesora, który właśnie ogłosił, że pierwszych dziesięć indeksów wsuniętych przez szparę pod drzwiami dostanie pozytywny wpis, reszta - dwóje. Już? Czujesz to? Dodaj do tego ścisk w busie jadącym w kierunku Morskiego Oka w słoneczne lipcowe przedpołudnie. Teraz pomnóż razy trzy. Tak jest w Piątce w sylwestra.
Po drugie:
Dyskoteka gra! Stoły pozsuwane na bok, na środku jadalni prowizoryczny parkiet (jedyne miejsce w schronie, gdzie jest w miarę luźno), wystawiony sprzęt grający i już możemy "tam być i dla niego tańczyć" (ewentualnie, jeśli jesteśmy nie nią, a nim, to ów taniec podziwiać i ją uwielbiać).
Po trzecie:
Obowiązują stroje outdoroowe. Niekoniecznie świeże.
Po czwarte:
Zaświadczenie o odbyciu kursu tańca w butach trekkingowych lub ekspedycyjnych mile widziane.
Po piąte:
Na bramkach nie obowiązuje żadna selekcja, a obsługa lokalu nie zastrzega sobie prawa do odmówienia komukolwiek wstępu. Obsługa lokalu, sprytnie na czas "ciszy nocnej" gdzieś się ulatnia. W związku z tym, jeśli komuś jednak zdarzy się w tych niecodziennych warunkach obejrzeć raz jeszcze swoją kolację, to do białego rana oglądać ją będą wszyscy.
Po szóste:
Jeżeli miałeś zamiar nazajutrz wyjść w góry - raczej zmień zamiar.
Po siódme:
Mój jest ten kawałek podłogi, czyli walka o sen. Bo kiedyś w końcu zaczyna chcieć się spać. Niestety, amerykańscy naukowcy nie opracowali jeszcze metody na bezpieczne spanie na stojąco. Jedyne zaś miejsce w schronisku, gdzie jest trochę miejsca, to, jak już wspomniałam, parkiet. Ponieważ jednak spanie na tańcząco wydaje się być jeszcze trochę bardziej skomplikowane niż poprzednio rozważana opcja, kto żyw, prędzej czy później zaczyna polować. Polować na choćby pół metra kwadratowego wolnej przestrzeni, gdzie mógłby, jeśli nie położyć się, to może usiąść, jeśli nie usiąść, to choćby przykucnąć. Polowanie czasem kończy się sukcesem, a czasem niekontrolowanym zaśnięciem myśliwego gdziekolwiek. Tak czy owak, ciasność, już wcześniej niebywała, teraz jeszcze trochę zwiększa swoją gęstość, bowiem w krytycznym momencie imprezy ludzie z pozycji wertykalnej zaczynają masowo przechodzić do horyzontalnej. A wierzcie mi, że występując w tej pierwszej, zajmowali jednak mniej miejsca.
Reasumując, podsumowując, streszczając: Sylwester w Piątce to takie dosyć zwykłe pochlaj-party. Jest muza, są tańce, alkohol leje się strumieniami, ktoś rzyga, ktoś się maca po kątach. Ponieważ wśród imprezowiczów dominują jednak ludzie, którzy mają cokolwiek do opowiedzenia o swych górskich przygodach (ale nie brak i takich z totalnego przypadku) - może się zdarzyć, że wytworzy się na przykład jakiś pokój tematyczny, gdzie wpuszczani będą tylko ci uczestnicy balu, którzy deklarują opowiadanie wspomnień, rozmowy o mistyce gór, ewentualnie deklamowanie poezji. Ponieważ jednak ciężko znaleźć w tym ogarniętym końcowo-roczną gorączką tłumie kogoś, kto uchowałby się trzeźwy, to wszyscy raczej plotą trzy po trzy, co im tam akurat do głowy przyjdzie, opowiadają sprośne kawały i mówią sobie o tym, jak bardzo się nawzajem szanują.
Czyli: ot, melanż jak melanż. Gdzieś dookoła podobno są jakieś góry, ale noc długa i ciemna, to ich nie widać. :)
Osobiście, gdybym nie była tak wykończona wycieczką, jak byłam, to pewnie nawet by mi się podobało. :)
A Wy? Byli? Wybierają się? Przestraszyłam? Czy może po lekturze powyższego tekstu zaczęliście się już pakować na sylwestrowanie w Pięciu Stawach? ;)
w ,zyciu bym nie poszedl
OdpowiedzUsuńByli (daaaaaawno temu). Nie wybierają się. Nie przestraszyłaś. Pakują się (ale w innym terminie - żadne świąteczne, noworoczne etc etc)
OdpowiedzUsuńa mnie się wydaje, że w święta, to akurat może być całkiem przyjemnie w schroniskach :)
UsuńImpreza sylwestrowa w chornisku była naszym najlepszym sylwestrem, spędziliśmy 3 dni bez bieżącej wody,gotowanie na piecu kaflowym, czy obowiązek cięcia drewna żeby było czym rozpalić. Sylwester w Zawadce rymanowskiej wraz z około 30 innymi osobami. Ludzie niesamowici otwarci szczęśliwi. Miłośnicy gór. Był i alkohol domowe trunki, piwa każdy przepił do każdego. Wspólnie gotowalismy i bawiliśmy się.
UsuńW Nowy Rok szłam do Piątki jak towarzystwo stamtąd wracało i czułam ich oddechy ....
OdpowiedzUsuńNo i nie jestem w stanie sobie wyobrazić ile tam mogło być ludzi - mijałam całe tłumy idące w dół, byłam przekonana, że schronisko będzie już puste, a tam nie dało się wejść.
KURWISZĄ !!! Muszę to zobaczyć na własne oczy
OdpowiedzUsuńCóż za piękna francuszczyzna! Czyżby to był Fucy? :D
UsuńGdyby zamiast pokoju poezji urządzić pokój macań - uczestnicy balu ulegliby nieziemskiej kompresji..i parkiet mógłby swobodnie pełnić rolę zacisznego miejsca do spania ;-)
OdpowiedzUsuńhaha co za fantazje :)
UsuńByliśmy. Matko z córką, nigdy więcej, a w różnych miejscach bywaliśmy i jeszcze różniejsze cuda widzieliśmy. Piątka powaliła wszystko. Masakrator. :D
OdpowiedzUsuńHm. Powiem, że miałem nadzieję że tak tam nie jest. Wiadome może jest ci czy w którymś ze schronisk można by liczyć na sylwester bez ogólnego melanżu i rozpierduchy? W zasadzie mniej już chodzi o samego sylwestra co o noworoczny poranek w górach...
OdpowiedzUsuńJeśli sylwester w 5 jest wyzwaniem zachęcam odwiedzić przystanek Woodstock a tam dopiero poznacie co to znaczy tłum ;-)
OdpowiedzUsuńAle na Woodstocku jest to tłum wzajemnie się szanujących ludzi. Byłem tam kilka razy i nie czułem dyskomfortu ani zagrożenia nawet jak na Prodigy było kilkaset tysięcy ludzi!
UsuńJeśli sylwester w 5 jest wyzwaniem zachęcam odwiedzić przystanek Woodstock a tam dopiero poznacie co to znaczy tłum ;-)
OdpowiedzUsuńLUBIĘ TO SCHRONISKO , TAKIE IMPREZKI NIE KRĘCĄ MNIE JUŻ, ALE ŚWIĄTECZNY STÓŁ CHĘTNIE ZAMIENIĘ NA NIE TAKIE ZŁE WARUNKI W ''5'' CZY W INNYM SCHRONISKU . WESOŁYCH świąt wszystkim , gdziekolwiek będą je spędzać oraz Szczęśliwego Nowego Roku 2015 , nowych wyzwań na szlakach ,szczęsliwych powrotów
OdpowiedzUsuńJedyne schronisko po polskiej stronie Tatr Wysokich, gdzie nie można dojechać samochodem, więc powinno jednak być wyjątkowo. Niemniej sylwester u gazdy, nawet na Gubałówce nie jest gorszy: cepry i górale, wódka szklankami, tańce, muzyka, macanie też...Polecam nocne zejście "na cyku" z Gubałówki
OdpowiedzUsuńŚwietny opis i dobrze się czyta bo masz tzw."dobre pióro";-) Sylwester tak jak wesele; "impra która wiele wybacza". Można usnąć z twarzą w kotlecie schabowym i nie będzie to faux pas towarzyskie. Ja bym nie zakładał, że taką noc jak Sylwester, nawet w schronisku będą sami abstynenci kooperujący z kółkiem różańcowym. Nie w taką noc kiedy "bawi się cały świat";-)) Może bym poszedł bo nie raz zdarzało mi się bawić do 6 rano w górach a o 8 już być na szlaku. Taki mam organizm;-) Poza tym w wielu, nawet małych schroniskach trafiałem na niezłe imprezy, które powodowały, że spanie w pokoju wieloosobowym było niezłym survivalem!;-) Ważne żeby ludzie nie zachowywali się jak bydło. W obecnych czasach o spokój w górach bardzo trudno. Jak chce się spokoju w schronisku to najlepiej chodzić poza sezonem i w złą pogodę. Byłem na Okraju, w zeszłym roku, gdzie w pięknej aurze zimy mieliśmy całe schronisko na wyłączność dla naszej trójki a w czeskiej Jelence oprócz nas było dwoje ludzi (i były to wypady weekendowe). W "piątce" byłem kiedyś w weekend majowy, w dzień i był taki tłok i zamieszanie, że pewnie gdyby puścić głośną muzę to klimat byłby prawie Sylwestrowy:-)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się teraz czy jechać na Sylwestra 2016 w góry czy nie. Lubię jak jest kameralne... Przestraszyłem się :D
OdpowiedzUsuńW nawiązaniu do tego posta powstała grupa dyskusyjna: CICHE SCHRONISKO
OdpowiedzUsuńhttps://www.facebook.com/groups/785314774942533/
poświęcona dyskusji nad kwestią imprez i spokoju w schroniskach górskich. Jeśli ta sprawa cię interesuje, dołącz oraz propaguj grupę (na FB, blogu itd.). Może uda się osiągnąć jakiś turystyczny kompromis.
Musiało być super :)
OdpowiedzUsuńNiee, takie imprezowe klimaty to nie dla mnie. Schronisko powinno być cichym miejscem przeznaczonym do wypoczynku przed następnym dniem wyczerpujących wypraw. Po nieprzespanej nocy jestem wrakiem człowieka nie nadającym się do niczego :(
OdpowiedzUsuńHAHAH, Pani Gosiu!! Mogłaby Pani książkę o górach w tym stylu napisać, z takim polotem i humorem -
OdpowiedzUsuńmurowany bestseller :D:D:D
Byłam tam w zeszłym roku, był to najlepszy Sylwester w moim życiu, wybawiliśmy się za wszystkie czasy. Mieliśmy pokój 7-osobowy, czyli sami swoi, na szczęście... Powiem tak ...jak zobaczyłam tą ilość ludzi przychodzących w ostatni dzień roku do schroniska to byłam przerażona, nie było możliwości przejścia z pokoju do łazienki, żeby kogoś nie nadepnąć. Po zejściu do jadalni pod wieczór, straciłam resztki nadziei na jakąkolwiek zabawę. Wreszcie ktoś wieczorem przybiegł z nowiną, że można wejść do jadalni, że stoły są wyniesione... i tak zaczęła się zabawa :-), stroje dowolne, jedni w klapkach, inni w butach górskich co kto miał i w czym mu było wygodnie. Trzeba przyznać, że muzyka jak dla mnie była rewelacyjna. Przed północą wszyscy wyszli przed schronisko powitać Nowy Rok, Panie Krzeptowskie zjechały z góry na nartach z pochodniami, wyglądało to dość efektownie, życzeniom nie było końca. Zabawa w schronisku trwała prawie do rana. Rano obudziłam się ok. 7,00, zeszłam na dól i byłam bardzo zdziwiona, bo prawie nikogo nie było, wszyscy jakby rozpłynęli się we mgle, no i wreszcie zrobiło się normalnie, swojsko i spokojnie. :-).
OdpowiedzUsuńFajny opis. Do zobaczenia gdzieś indziej ...
OdpowiedzUsuń