wtorek, 28 marca 2017

Opowieści bieszczadzkie (cz.2)



To jest dalsza część relacji, której początek znajdziecie TUTAJ. :)

Nim pod Połoniną Caryńską wstał dzień, doświadczyliśmy nieplanowanej pobudki, zafundowanej nam przez tutejszą kanalię. Lisek chytrusek, którego przedstawiłam w poprzednim poście, w środku nocy próbował wyciągnąć plecak Bartka z namiotu. Co zresztą, mało brakowało, a by mu się udało. Po zawinięciu się z polanki, na której nocowaliśmy, zajrzeliśmy raz jeszcze do Koliby, by tam na spokojnie zjeść poranne papu i ogólnie ogarnąć się przed wyjściem. Na Połoninę stąd blisko, widać ją doskonale.

środa, 22 marca 2017

Czego nauczysz się na kursie lawinowym i czy warto za to płacić?


Lawiny są bodaj najpoważniejszym zagrożeniem zimowych gór. Wprawdzie to poślizgnięcia i upadki figurują o wiele częściej od lawin w toprowskich statystykach, te jednak zdarzają się przecież i latem. No i zaopatrując się w odpowiedni sprzęt, a także zapoznając się z techniką jego używania, możemy znacznie zminimalizować ich ryzyko. W przypadku lawin ryzyko jest nam jakby odgórnie narzucone, po naszej stronie leży decyzja, czy je podejmujemy, a wszelki sprzęt raczej służy minimalizowaniu tragicznych skutków lawiny, nie zaś minimalizowaniu ryzyka jej zejścia.
A przede wszystkim - w upadku prawie zawsze pierwsze skrzypce gra czynnik ludzki, który w jakimś momencie zawiódł. Lawiny to żywioł, który ciężko zrozumieć, a jeszcze ciężej przewidzieć.

niedziela, 19 marca 2017

Lhotse. In memoriam Tadeusz Piotrowski.

 
O tym, co się wydarzyło pod Broad Peak w 2013 roku słyszeli w kraju chyba wszyscy. Nie trzeba było interesować się losami wyprawy w Karakorum, nie trzeba było interesować się górami w ogóle. W dobie błyskawicznie i wielo-kanałowo przekazywanych informacji, wiedzieliśmy o tragedii od razu, na bieżąco, gdy się jeszcze rozgrywała. Może jeszcze żyli, gdy dotarły do Polski i zalały portale informacyjne pierwsze sygnały niepokoju.

Historia nie zna precedensu. Największe dokonania Polaków w górach najwyższych przypadały na lata 70-te i 80-te ubiegłego wieku. Yup, głęboki peerel. Nie było ciągłej i błyskawicznej łączności, dziesiątek zdjęć i filmów do wglądu w internecie, animacji, dzięki którym możemy się wirtualnie przejść np. na Everest, fanpage'y himalaistów na facebooku. Ale śmierci rodaków w Himalajach i Karakorum były. Ba, mnóstwo ich było, stąd ponad dwudziestoletnia przerwa w eksploracji tych gór przez ekipy z Polski. Większość zawodników po prostu zmarła, a reszta, przygaszona tragicznymi statystykami dała sobie spokój. Nie sztuka bowiem być dobrym himalaistą. Sztuką jest być himalaistą starym.

wtorek, 7 marca 2017

Opowieści Bieszczadzkie (cz.1)

fot. Mariusz Krzyżak
Przebieg mojego tatrzańskiego love story zapewne znacie (a jeśli nie, a chcielibyście, to zawsze możecie zajrzeć do zakładki "o mnie") . Miałam 16 lat, pojechałam na wycieczkę, spojrzałam raz, spojrzałam i drugi, a potem dokumentnie przepadłam i tak mi zostało. Od tej pory - a początek moich samodzielnych wyjazdów właściwie dopiero miał nastąpić - nie jeździłam w sumie nigdzie indziej, no i przede wszystkim: w żadne inne góry niż Tatry. Powzięcie za cel wyjazdu innego miejsca byłoby dla mnie stratą czasu i pieniędzy. Czasu i pieniędzy, które mogłabym przeznaczyć na Tatry. Skoro środki były ograniczone (nadal są, ale już nie tak drastycznie), wolałam przeznaczyć je na to, co było dla mnie najważniejsze. A najważniejsze było zawsze: pojechać w Tatry. No świr, co zrobisz.