niedziela, 23 lipca 2017

"Cała ja" Gerlinde Kaltenbrunner - recenzja (i konkurs)

Okej. Nie słyszałam nigdy o Gerlinde Kaltenbrunner. Nazwisko i postać - zupełnie mi obce. Zresztą, to nie takie dziwne, bo o himalaizmie owszem, czytam, ale głównie o tym polskim. Poza tym, kojarzę parę osobistości, no ale nie tak znowu dużo. Wikipedia podpowiada, że Gerlinde jest drugą kobietą na świecie, która zdobyła Koronę Himalajów i Karakorum, a pierwszą, która zrobiła to bez wsparcia tlenowego. No i napisała książkę, ale to wiem już nie z Wikipedii, tylko stąd, że trzymam tę książkę w rękach.
Właściwie to, niezupełnie ona, bo pomimo, że na okładce widnieje wyłącznie jej nazwisko, jej rola polegała na opowiedzeniu swojej historii i udostępnieniu dzienników i innych materiałów. Resztą zajęła się Karin Steinbach, o czym ja, ze zdziwieniem, dowiedziałam się na samiutkim końcu lektury, bo dopiero tam jest to wyjaśnione. No ale, nie jest to w sumie jakieś bardzo istotne.

Książka "Cała ja" opowiada, jak można się spodziewać, o kompletowaniu czternastu ośmiotysięczników. Ale tych kilkanaście koronnych szczytów, to tylko pewne ramy, bo opowieść sięga też głębiej, do początków górskiej pasji Gerlinde, do doświadczeń z jej dzieciństwa i młodości, które wpłynęły na wybór takiej drogi. Aczkolwiek, bez względu na młodzieńcze doświadczenia, ta kobieta wydaje się być urodzona do himalaizmu. Tytan sportu, który od najmłodszych lat wciąż musiał być w ruchu. Do tego wyposażony w paczkę cech takich jak: niezłomny charakter, zdolność zachowania stoickiego wręcz spokoju w nawet najbardziej stresujących sytuacjach, zamiłowanie do natury i dążenie do ekstremalnych w formie, ale najczystszych spotkań z nią. Z urody Gerlinde przypomina trochę "naszą" Wandę. O Rutkiewicz jeszcze żadnych szczegółowych książek nie czytałam, ale myślę, że i w rysie charakterologicznym odnalazłabym wiele podobieństw. Tym, co je na pewno różni, jest to, że Gerlinde czasem - i to bez żalu - odpuszcza. Nie wiem, czy właśnie dlatego wciąż żyje, ale niewykluczone, że tak właśnie jest.

Opowieść o Gerlinde nie ma w sobie cienia presji. W jej głowie rodzą się wizje kolejnych wierzchołków, ale gdy mówi o tym, że nie ściga się z innymi kobietami o tytuł pierwszej zdobywczyni Korony, to nie ma podstaw, by jej nie wierzyć. Jej przeżycia są silne i piękne, bez względu na to, czy tryumfuje, czy musi się wycofać. Ona po prostu kocha próbować wchodzić na te góry, a to, że czasem jej się to udaje, to tylko przyjemny bonus. Myślę, że można to określić, jako coś w rodzaju górskiej skromności.

"Ja nie chcę zdobywać szczytów, chcę w pokorze i z wdzięcznością zbliżać się do nich. W spokoju wysokich gór nauczyłam się, że cele osiąga się cierpliwością, ostrożnością i zadowoleniem. W porównaniu z górami jestem mała i krucha, a mimo to one, niewiarygodnie silne, pozwalają mi wrócić."

Jeśli chodzi o samą książkę, czyta się ją bez wątpienia lekko. Nie jest to pisarstwo Joe Simpsona, które uwielbiam, z licznymi przemyśleniami, które wpijają się w duszę i jeszcze liczniejszymi zgrabnymi zabiegami literackimi. Nie jest to w ogóle jakaś świetna literatura, którą się czyta z ołówkiem w ręku, żeby zaznaczać co lepsze cytaty. Mimo to, a może właśnie dlatego, książkę czyta się dobrze. Jest przyjemnym, poprawnym czytadłem, o ile oczywiście czytelnikowi pasuje ta specyficzna tematyka, bo nie każdego porwie zakładanie obozów, uzupełnianie płynów, czy chodzenie na przednich zębach raków, pojawiające się co kilka akapitów. Ja akurat lubię o tym czytać.

Sama opowieść jest ciekawa. Trochę zwalnia w momentach duchowych uniesień Gerlinde, ale nie brakuje też wielu chwil dramatyzmu, gdy drżącą ręką przekłada się kolejne kartki. A pomiędzy tymi dwoma biegunami jest to, co zwykle w literaturze górskiej: opisy warunków panujących w ścianie, menu bazowej kuchni, logistyczne rozterki i wiele tym podobnych. Postać Gerlinde natomiast jest zdecydowanie wybitna i warta poznania.

Gerlinde pojawi się w Zakopanem, gdzie będzie gościem Spotkań z Filmem Górskim, odbywających się w dniach 30.08-03.09.2017. Po spotkaniu z himalaistką, będzie można zakupić książkę i przy okazji dostać jej autograf. :)

Innym sposobem na wejście w posiadanie książki jest wzięcie udziału w konkursie - w komentarzu pod tym wpisem wystarczy napisać tytuł swojej ulubionej książki górskiej i krótko uzasadnić wybór. 4 sierpnia wybiorę (wylosuję) jeden komentarz, który nagrodzony zostanie książką "Cała ja" od Wydawnictwa Stapis. Zapraszam do wzięcia udziału w zabawie. :)

10 komentarzy:

  1. Jestem chętnyna przeczytanie ;) najbardziej mi przypadło do gustu zdanie: nie chcę zdobywać szczytów, chcę soe do nich pokornie zbliżać...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja już jakiś czas temu sięgnęłam z kolei po książkę pierwszej zdobywczyni Korony Himalajów i Karakorum- Edurne Pasaban("Moje ośmiotysięczniki")... I przepadłam..dlatego, że książka przenosi w świat tych dosłownych gór-nieosiągalnych dla mnie ale jakże fascynujących- ale też tych przenośnych, jakie stawia przed nami życie (depresja, relacje miedzyludzkie, zdrowie, marzenia)... Na pewno też, w tym górskim świecie zdominowanym jednak przez mężczyzn, taki kobiecy i prawdziwy głos jest niezmiernnie ważny i potrzebny.. Wiesz, Everest nie tylko ten na 8848 ale i ten życiowy, każdego z nas... Pewnie podobnie jak w książce Geraldine, której nie czytałam.... A chętnie bym to zrobiła :) Pozdrawiam. Natalia Wasielewska

    OdpowiedzUsuń
  3. W moim przypadku nie będzie to książka typowo górska a biografia Jerzego Kukuczki- pierwsza w moim życiu biografia, którą przeczytałam z zapartym tchem, zaznaczając fragmenty i miejsca, które później sprawdzałam w internecie. Ten Człowiek wzbudził we mnie ogromny głód do gór, który przez lata czekał uśpiony aż do teraz :)

    OdpowiedzUsuń
  4. W zasadzie to książka "Kukuczka, opowieść o najsłynniejszym polskim himalaiście" spowodowała, że sięgam po tę tematykę. Jestem po lekturze najnowszej książki o Wandzie Rutkiewicz i o ile Kukuczkę polubiłam , tak Rutkiewicz wzbudziła u mnie skrajne emocje. Jedno jest pewne, podziwiam tych ludzi i historie ich życia są warte poznania.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie czytałam książki o Wandzie Rutkiewicz (jeszcze), nawiązując do Twoich skrajnych emocji- polecasz?

    OdpowiedzUsuń
  6. Tadeusz Piotrowski "W burzy i mrozie"pierwsza książka o tematyce górskiej przeczytana w 1978 roku. "Amok"górski mi po tym pozostał i trwa,jak na razie przez 37 lat.

    OdpowiedzUsuń
  7. moja pierwszą górską książką było "Dotknięcie pustki". Pamiętam, że jak zaczęłam się trochę wspinać w skałach, kolega mi o niej wspomniał. Czytałam z zapartym tchem, bylam pod wrażeniem każdego niemal zdania, zafascynowana wszystkim w tej książce. Potem też oglądałam film. Też niesamowite wrażenie. Nie wiem, czy jakbym teraz po nią sięgnęla, to wywarłaby takie same emocje, ale tamte pamiętam do dziś:)
    Iwona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Halo halo, wygrałaś, zgłoś się - potrzebuję adresu, żeby wysłać książkę :)

      Usuń
  8. Kukuczka opowieść o najsłynniejszym polskim himalaiście- książka biograficzna opowiadająca o życiu himalaisty, o jego wyczynach jak i życiu prywatnym. Realizacja marzeń dla wielu osób co za górami nie przepadają może wydać się bezinteresownym igraniem z życiem ale dla miłośników gór(w tym oczywiście ja) może być zachętą do tworzenia własnej górskiej historii.Ta książka zainspirowała mnie do poznawania następnych górołazów jak ich historii, zdobywania szczytów i pokonywania "niemożliwych" barier.

    OdpowiedzUsuń
  9. Z chęcią wysłałabym książki Wam wszystkim, niestety mam do oddania tylko jedną...
    Konkurs wygrywa Iwona Wołkowicz, którą proszę o kontakt prywatny i podanie adresu do wysyłki. :)

    OdpowiedzUsuń