Śniadanie, zgodnie z wczorajszymi obietnicami, popiliśmy piwem, mało tego - uzupełniliśmy nim też termos Borysa. Nie damy się zrobić tak na szaro, jak wczoraj, co to to nie.
Spokojnie, wywietrzało, nim ruszyliśmy, nie spieszyliśmy się z rana zbytnio. A litrowy termos na trzy osoby, które spustoszenia w nim dokonywały stopniowo i sporadycznie, to też nie przestępstwo.
Dorsz błagała o trasę krótszą od wczorajszej, ja z kolei na wieczór musiałam być w Zakopanem ze względu na już posiadany bilet autobusowy. Zatem uderzyliśmy w absolutną klasykę i wznieśliśmy tyłki na trzy pobliskie pagór... ekhm, przepraszam, szczyty Tatr Zachodnich: Grześ, Rakoń i Wołowiec.
Grześ z tego wszystkiego jest najniższy i leży w tak niewielkim oddaleniu od schroniska, że wielu zachodzi tam z rozpędu, spacerem, bez dalszych planów. Toteż tłumnie nieco w lasku nań prowadzącym i na samym Grzesiu niezły sabat, ale dalej już będzie odrobinę luźniej. Na pewno też szerzej.
W tym miejscu dochodzimy do grani i zaraz będziemy skręcać w lewo.
Na mnie czeka niespodzianka. Z zimy pamiętałam, że grań jest odkryta.
A tu bach: kosówkowy tunel...
Hmmm chyba sporo tego śniegu tu było :).
Na mnie czeka niespodzianka. Z zimy pamiętałam, że grań jest odkryta.
A tu bach: kosówkowy tunel...
Hmmm chyba sporo tego śniegu tu było :).
Spod szczytu Grzesia dobrze widać dalszy przebieg trasy.
Rozlany masyw po lewej stronie kadru to Wołowiec.
Przedtem szlak przechodzi przez Rakoń.
Rozlany masyw po lewej stronie kadru to Wołowiec.
Przedtem szlak przechodzi przez Rakoń.
Trochę szersza perspektywa.
Na szczycie Grzesia w pogodny dzień trudno o samotność.
Zimą było tu zdecydowanie spokojniej ;).
Zimą było tu zdecydowanie spokojniej ;).
W dole Polana Chochołowska.
Ponad okolicą góruje Kominiarski Wierch.
Ponad okolicą góruje Kominiarski Wierch.
Upał dziś znów doskwiera, momenty, w których szlak wkracza w gęste kosodrzewiny są więc mocno odbierające oddech. Bynajmniej nie z zachwytu. Na Rakoń wiedzie wręcz wielopasmówka. W dużej mierze płaska, choć najpierw musimy nieco zejść. A na końcu - wdrapać się na szczyt.
Czasem pokazuje się Wołowiec.
Spojrzenie na to, co za nami.
Popas z Wołowcem w tle.
Widok na zaniedbane przeze mnie wyjątkowo
Tatry Wysokie.
A tititi...
Nieśmiało wychyla się Rohacz Ostry.
Nieśmiało wychyla się Rohacz Ostry.
Z Rakonia właściwie grzech nie skoczyć na Wołowca, bo to już niedaleko. Tak też robimy. Wołowiec to kawał góry, wznosi się dość znacznie ponad Rakoniem. Wiadomo - trzeba pod toto podejść. Z bliższej perspektywy podejście jednak wydaje się spłaszczać i nie jest aż tak źle ;).
Na zdjęciu powyżej - spojrzenie w dół na część podejścia na Wołowiec.
Z Wołowca można wnikliwie przyjrzeć się Rohaczom.
A tu widoki na resztę świata.
Tam kończymy wycieczkę, a rozpoczynamy mozolne schodzenie. Z powrotem do przełęczy między Rakoniem i Wołowcem, z niej natomiast w dół Wyżnią Doliną Chochołowską.
I tyle. Wiem, że relacja to najuboższa ever, ale mózgi mieliśmy ugotowane upałem i chyba nie rozmawialiśmy zbyt wiele. No. Albo wypaliło mi pamięć ;).
To by było też na tyle na jakiś czas, jeśli chodzi o Tatry Zachodnie ;). Dobrze było tam zawitać, ale teraz pora powrócić do buszowania po Wysokich!
Ja tak nieśmiało myślę, żeby w to lato zaatakować zachodnią część Tatr, celem przejścia Rohaczy właśnie. Podobno jest na nich ciekawie ;) taka trasa połączona z Wołowcem i Grzesiem na pewno jest bardzo smakowita.
OdpowiedzUsuńCo do Kominiarskich Wierchów - warto dodać że prowadził jeszcze dobre dwadzieścia lat temu szlak turystyczny, na pewno musiał być ciekawy widokowo! Obecnie jest tam rezerwat ścisły, bardzo ścisły - orły mają swoje gniazda. Gdybym nie usłyszał tej informacji od lokalesów, nie darzyłbym Kominiarskich jakąś nadzwyczajną sympatią - a tak wzbudzają trochę respektu.. A najlepiej prezentują się od zejścia z Ornaku, prezentując właśnie charakterystyczne kominki :)
Kominiarski jest dla mnie ciekawy przez tę swoją samotność, nietypową przecież dla Zachodnich. Ale nie korci mnie jakoś strasznie.
UsuńNa tym blogu jest relacja z Rohaczy, wpisz w wyszukiwarce (lewy górny róg mniej więcej). :)
Muszę powtórzyć cała trasę od Grzesia do Hali Ornak, w zeszłym roku na jednodniówce przez całą drogę jedno wielkie mleko.
OdpowiedzUsuńPs. Pozdrawiam małżeństwo z Zakopanego które podrzuciło mnie na Zakopiański Dworzec.
To był mój pierwszy dzień w Tatrach, taki pierwszy w sensie pierwszy raz :-) Wtorek 10 maj 2016, po 6 pobudka, po 7 idę a co tak będę siedział ;-) Grześ, Rakoń, Wołowiec i dalej Jarząbczy, Kończysty, Trzydniowiański potem powrót do schroniska. Kawałek drogi ale było super, pogoda dopisała i widoki niesamowite, na całym szlaku raptem trzy osoby, nawet kozica zbaraniała na mój widok :-) I już wiedziałem że wpadłem po czubek głowy.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńfajna prosta trasa ...fajne foty..
OdpowiedzUsuń