Plan? Ano jest plan, zobaczymy, co z niego wyjdzie, czy się nie zmęczę gdzieś po drodze, czy gdzieś nie zabawię nazbyt długo, ale chcę naprawdę sporo pochodzić. Nawet nie liczę dokładnie, ile, ale na koniec wyjdzie mi przeszło 60 km.
W Zakopanem melduję się o nietypowej dla mnie porze, bo wieczorem. I muszę wziąć kwaterę, coby nie koczować całą noc na dworcu. Wczesnym porankiem, nocą właściwie jeszcze, przemierzam puste ulice, by zdążyć na pierwszą Stramę. Ta wywozi mnie do Starego Smokovca. W słowackim miasteczku jak zwykle nie mogę odnaleźć wejścia na szlak na Siodełko. Gdzieś tam włażę i idę, ale niepewnie, bo oznakowań brak, a okolica różni się od tej oglądanej tu ostatnio, czyli przed czterema laty. Poniżej małe porównanko:
Tam się wybieram - Czerwona Ławka i Mały Lodowy |
Z daleka to wygląda na poważną przeprawę - ludzie sprawiają wrażenie wczepionych w skałę jak pająki. Nawet zastanawiam się, jak mi tam pójdzie z moim plecakiem. Po Alpach już nie szafuję za bardzo słowem "ciężki", no ale lekki i mały to też on nie jest. Niosę w nim cały sprzęt biwakowy i zapas jedzenia na cztery dni. Im bliżej jednak podchodzę, tym szlak wizualnie bardziej się kładzie. Okazuje się, że owszem, jest tam do pokonania trochę łańcuchów czy klamer, ale ze słowem "najtrudniejszy" bym się nie rozpędzała. Chociaż może i faktycznie nie ma tu wielu podobnych szlaków i ten za takowy można na siłę uznać.
No...tu może się akurat szlak za bardzo nie położył, racja. |
No dobra Spąga Spągą, a ja nie o tym. Gdzieś tu nade mną jest Mały Lodowy. Pasowałoby go znaleźć. Wprawdzie czas mnie trochę nagli, bo jutrzejszego poranka (czy może raczej przedpołudnia) umówiłam się nad Batyżowieckim Stawem z Michałem na zdobywanie Kończystej. Do Batyżowieckiego Stawu stąd zaś jeszcze dłuuuga droga. Może by odpuścić ten Mały Lodowy? E-e. Nie byłabym sobą, gdybym tam nie wlazła. Odpalam w telefonie opis drogi, plecak moszczę na mniej stromym kawałku trawnika powyżej przełęczy, ze sobą zabieram tylko wodę, bluzę i aparat i idę. "Szeroka grań", hmmm... ja tu widzę zbocze, nie grań, no ale spróbujmy. Próba się powiodła, docieram do wyraźnej i bogato wykopczykowanej rynny, nią pnę się jakiś czas, aż do wąskiej grani szczytowej. I...już. Droga, oszacowana w opisie na 40 minut, zajmuje mi jakieś 20 (przypominam, że bez plecaka). Widoki? Są, chociaż spodziewałam się lepszych. Tak głównie, to napatrzeć się można tutaj na Kopę Lodową, chociaż jest i Ostry Szczyt, ciekawy z tej perspektywy, no i Pośrednia Grań wraz z Żółtą Ścianą.
Ostry Szczyt |
Pośrednia Grań |
Za mną Lodowa Kopa |
Po tegorocznej wyprawie w Alpy, wprawdzie nie mogłam się doprosić Bartka o zdjęcia w formie plików (ten typ tak ma), za to w końcu, poza nimi dostałam też w prezencie cały album w postaci fotoksiążki. To piękna rzecz jest i zastanawiam się teraz, czy nie strzelić sobie takiego albumu z ulubionymi zdjęciami Tatr swojego autorstwa.
Tego typu książkę można zaprojektować i zamówić na TEJ stronie. W ofercie CEWE są też oczywiście inne zdjęciowe gadżety, takie jak m.in. kubki, poduszki, kalendarze, puzzle, karty do gry. Wiele z nich stanowi dobre pomysły na spersonalizowane prezenty lub na zachowanie własnych zdjęć w materialnej (i użytecznej formie).
Z innych usług jeszcze nie korzystałam, ale foto-książkę mogę naprawdę szczerze polecić jako świetną pamiątkę.
Tu akurat przykładowy projekt foto-kalendarza |
Spąga raz jeszcze |
Szybkim krokiem wymijam Zbójnicką Chatę. Przez chwilę jeszcze próbuję walczyć z czasem i z samą sobą i dobić na Rohatkę przed nocą, ale... wygrywa zmęczenie. A poza zmęczeniem niechęć do przyjmowania zdziwionych spojrzeń ludzi, schodzących jeszcze licznie ze szlaku. Znajduję na uboczu odpowiednio szeroki i wolny od kamieni kawałek trawy i szykuję sobie na nim legowisko. O zmroku jestem już w śpiworku. Rejczel też.
Cdn. :)
Wpis powstał we współpracy z marką CEWE.
fajne jak zwykle...
OdpowiedzUsuńSuper wpis i przepiękne zdjęcia. Górska fotoksiazke nr 3 też planuję, do tej pory robiłam je w colorland ale sprawdzę firmę o której Ty wspominałaś. My się kurde spoznilismy ze Starolesna...byliśmy tam 26 września,zima w pełni, wszędzie śnieg, miejscami powyżej kolan się zapadalam. Było pięknie ale przez Rohatke w tych warunkach bez zimowego sprzętu nie odwazylismy się przejść.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Twój blog, kiedy mi tęskno za Tatrami przychodzę tu poczytać i nasycić oczy. Zainspirować się i ruszyć na szlak...Dziękuję. Małgosia z Sudetów
OdpowiedzUsuńFajny opis,a najfajniejsza na koniec Rejczel- wygląda na to,że to kamzik....
OdpowiedzUsuń