niedziela, 21 kwietnia 2019

Fioletowo mi, czyli krokusy w Dolinie Chochołowskiej

Przy robieniu tego zdjęcia nie ucierpiał żaden krokus! :)
Stało się. Kupiłam bilety na autobus, spakowałam plecak i pojechałam w Tatry wyłącznie po to, by zobaczyć (i sowicie obfotografować) krokusy w Dolinie Chochołowskiej. Parę lat temu to byłoby nie do pomyślenia. Krokusy, owszem, chodziły mi po głowie, ale jeśli już - to w towarzystwie jakiegoś Kominiarskiego, Mnichów Chochołowskich, albo chociażby Grzesia, żeby móc uczciwie powiedzieć, że się w góry poszło.

Cóż, powiadają, że starość nie radość. A ja powiem, że w tym konkretnym przypadku mojego lenistwa (wynikającego być może ze starości właśnie) radości było całkiem sporo. Te małe fioletowe kwiatki, kwitnące w imponujących ilościach na górskiej polanie, u podnóży ośnieżonych jeszcze szczytów, to jest pewien fenomen, który warto zobaczyć na własne oczy.



Kiedy warto pojechać "na krokusy"? To zależy od warunków pogodowych w danym roku. Zwykle krokusy na górskich polanach kwitną w kwietniu, ale jeśli wiosna przychodzi wcześnie, to spodziewać się ich można już pod koniec marca. Obecnie uzyskanie informacji, dotyczących stanu rozkwitu fioletowych "dywanów", nie jest niczym trudnym. Facebookowe grupy i profile o tematyce górskiej, aż kipią od aktualizowanych nieomal codziennie krokusowych alertów. Można też zapytać u źródła, czyli zadzwonić do schroniska. Gdy meldowałam się wieczorem w Chochołowskiej, recepcjonistka akurat cierpliwie odpowiadała komuś po drugiej stronie słuchawki, że szczyt rozkwitu to już przeszłość, ale wciąż jest co podziwiać.


Na pewno kiepskim pomysłem jest wybieranie się na krokusowy spacer w weekend. Bramkę na Siwej Polanie przekraczają wtedy nawet dziesiątki tysięcy turystów dziennie. Ciężko zatem o kameralność i napawanie się klimatem gór, a schronisko jest przepełnione. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wiele osób nie może wyrwać się w środku tygodnia - sama zwlekałam wiele lat z wyjazdem "na krokusy" z tego właśnie powodu. Po prostu uprzedzam, że krokusowanie w weekend jest dużo mniej komfortowe, niż na tygodniu.


Ja, wraz z koleżanką, przyjechałam w czwartek, na Polanę Chochołowską dotarłam już wieczorem, kiedy kręciło się tam nie więcej niż parę osób. Po noclegu w schronisku, wstałyśmy bardzo wcześnie, aby łapać złote światło (co się w sumie nam średnio udało, ale mniejsza o to). Przed południem ruszyłyśmy w drogę powrotną, w czasie której minęłyśmy setki ciągnących na Polanę ludzi, w tym dwie zaprzyjaźnione blogerskie pary (Ania i Jarek, Basia i Grzesiek - pozdrawiam! :) ). Nam udało się zatem uszczknąć dla siebie trochę ciszy i spokoju.


Żałuję trochę, że nie trafiłam w sam środek krokusowego szaleństwa (nie chodzi mi o ilość ludzi, ale o stopień rozkwitu całej polany), ale nie przeszkadza mi to w byciu zadowoloną z wycieczki. Zobaczenie słynnych krokusów w Chochołowskiej oficjalnie wykreślam z listy rzeczy do zrobienia przed śmiercią. ;) Chociaż też nie daję sobie uciąć żadnej z kończyn, że już nigdy tam nie wrócę.


Rejczel, kiedyś to wszystko będzie Twoje. ;)
Oczywiście, w fotograficznym łazęgowaniu (i tarzaniu się po ziemi z wypiętym tyłkiem, bo to jednak najlepsza pozycja do łapania w kadr kwiatków, które mają ledwie kilka centymetrów wysokości) po Chochołowskiej nie ma niczego odkrywczego. Każdy szanujący się górski fotograf już tam był i zdjęcia krokusom robił. Większość blogerów też. Kadry są zatem oklepane (i zwykle dużo lepsze niż nasze, a przynajmniej moje), a facebookowa tablica każdego tatromaniaka przez kilka tygodni ocieka fioletem. A jednak fajnie jest porobić własne zdjęcia. A przynajmniej ja miałam frajdę. :)



Przy okazji, jeśli nie jest się samemu, to przywozi się ze sobą kilka fotek z serii making off. ;)


Mam też takie z innej strony, ale Wam daruję. ;)
A Wy? Upolowaliście w tym roku jakieś krokusy?





11 komentarzy:

  1. Alpy rozkwitły tylko białą odmianą. A gdzie żółte? Bo niebieskie, wiem już że w Polsce. ;)
    Pozdrawiam ze szlaku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. żółte widziałam tylko w prywatnych ogródkach ;)

      Usuń
  2. Ja byłem na krokusach z 6-10 lat temu kiedy było tam jeszcze pusto. Obecnie od 3 lat to marketing plastik i fantastik. Miejsce kultu Facebookowego pokolenia i poruszających się SUVami maruderow byle zaliczyc. Wśród gorolazow miejsce to zrobiło się symbolem kiczu i raczej obciach tam chodzić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żadnego plastiku nie widziałam, kiczu nie odczułam (co miałoby być kiczowate? kwitnące kwiatki?), a marketing nakręca się sam. Po prostu w dobie internetu przyszedł boom na krokusy, bo wcześniej mało kto wiedział, że ich tam tyle kwitnie i że to tak ładnie wygląda.

      Usuń
    2. Można narzekać, a można pojechać i się zachwycić. Wybieram zachwyt. Zawsze :)

      Usuń
  3. byłam rok temu, w poniedziałek, ale ok. 14 wyruszyliśmy, mijaliśmy się z gigantycznym tłumem, za to już na miejscu ludzi niewielu :) tez uważam, że warto choć raz zobaczyć ten niesamowity spektakl przyrody, choć mnie osobiście Chochołowska znudziła okrutnie! dobrze, że przed nią zaliczyliśmy jeszcze Rusinowa :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Chochołowska jest cholernie nudna i to nie tylko Twoje i moje zdanie, ale raczej popularne stanowisko. ;) Na szczęście szłam z koleżanką i na pogaduchach czas szybciej minął.

      Usuń
  4. Starość i lenistwo, a jeszcze niedawno "zawał". Starość - patrz 1 fotkę i lenistwo - w czwartek wieczorem przyjazd przez pół Polski, żeby nacieszyć oczy i zaraz wyjazd oczywiście z lenistwa. Jeżeli z tych dwóch powodów będziesz pisać piękne relacje okraszone widokami, to nie mam nic przeciwko. Tylko poproszę jeszcze o inne kwiatki tatrzańskie. Kiedyś najbardziej ucieszył mnie widok szarotki, ale nie mam zdjęcia - może tak?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Krokusów było więcej, niż się spodziewaliśmy :) i nijak nie żałujemy dość spontanicznej decyzji o wyjeździe. Niestety musieliśmy przemaszerować się "wspaniałą" Doliną, no ale czasem trzeba - pewnie ostatni raz w tym roku.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mój plan na wypad krokusowy niestety nie wypalił w tym roku :( Może w przyszłym się uda. Przy okazji zapytam, czy busy z Zakopanego w okresie zimowo-wiosennym kursują z taką samą częstotliwością jak latem i jesienią?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia, czy z taką samą, ale ja zarówno w Zakopanem, jak i przy wylocie Chochołowskiej nie czekałam na busa dłużej niż 10 minut.

      Usuń