niedziela, 7 sierpnia 2016

Co warto spakować do plecaka na górską wycieczkę?

Pakowanie plecaka to ta raczej mało przyjemna część wyjazdu (lub wyjścia) w góry. Jakkolwiek byśmy się nad tym, tylko pozornie banalnym, zadaniem nie głowili i tak pewnie ostatecznie:
a) plecak będzie cięższy niż przewidywaliśmy
b) będziemy mieć swędzące w mózg wrażenie, że o czymś zapomnieliśmy
c) w ostatniej chwili coś z niego jednak wyjmiemy, tudzież coś jednak dołożymy.

Oczywiście zawartość naszego plecaka, a przedtem jego rozmiar, zależą od długości i rodzaju wycieczki, jaką planujemy. Są jednak takie rzeczy, które obligatoryjnie ze sobą mieć trzeba. I są takie, których posiadanie w górach konieczne może nie jest, ale warto pomyśleć nad ich zabraniem.

O tym, na co zwracać uwagę, kupując plecak pisałam w osobnym poście. Który to post spotkał się z krytyką, bowiem napisałam w nim, że dobrze jest kupić plecak trochę większy niż wydaje nam się, że potrzebujemy. Sporo osób bowiem uważa, że mając duży plecak, zapakujemy go po brzegi i będziemy dźwigać mnóstwo niepotrzebnych rzeczy.

Namawiam zatem do rozsądnego pakowania się i nie zabierania ze sobą wszystkiego, co tylko się zmieści, a jedynie rzeczy, które są nam naprawdę potrzebne.

Przy czym: ciepłe ubrania, mapa, zapas jedzenia i picia oraz latarka SĄ CI POTRZEBNE. Nad resztą możesz się zastanowić.


- Zapasowe ubrania - coś ciepłego, coś chroniącego od deszczu i wiatru (np. polar/softschell/kurtka przeciwdeszczowa), czapka, rękawiczki; osobiście polecam buffy (ja mam już chyba 5), których można użyć zarówno do ochrony szyi przed wiatrem, jak i założyć na głowę zamiast czapki - grubszy buff, gdy jest chłodno, cienki - gdy chcemy osłonić głowę od słońca, albo utrzymać włosy z daleka od twarzy. Ja owijam też czasem buff na ręce do wycierania potu z twarzy.

- Mapa
- nawet jeśli wydaje nam się, że doskonale znamy szlaki w okolicy, w którą się wybieramy. Nagła mgła może odebrać nam pewność siebie. Mapa ciężka nie jest, miejsca dużo nie zajmuje - trzeba ją mieć. Polecam laminowaną, bo nie wywija się na wietrze we wszystkie strony i nie zamaka na deszczu.


- Przewodnik (lub wydruk opisu planowanej trasy) - może nieco mniej konieczny niż mapa, ale zawarte w nim wytyczne dotyczące drogi mogą się przydać w razie pobłądzenia. 

- Jedzenie - suchy prowiant, ewentualnie dania instant do zaparzenia w schronisku. Tyle, żeby wystarczyło nam na cały dzień - a pamiętajmy, że dużo chodząc będziemy potrzebować częstych energetycznych doładowań - i żeby nawet jeszcze trochę zostało. Nie namawiam do noszenia ciężkiej wałówy, ale lepiej mieć odrobinę za dużo niż za mało. Dobrze jest zaplanować obiad w schronisku, wówczas odpada trochę noszenia. Osobny post o jedzeniu w góry TUTAJ.

- Słodycze - w górach zjada się je bez wyrzutów sumienia. Chodzi o to, aby mieć z sobą zapas czegoś wysoko kalorycznego, co pobudzi nas do działania, gdy zacznie brakować sił, wzmocni, gdy zrobi nam się słabo. Najlepiej mieć ze sobą czekoladę albo batony z dużą jej ilością. Mogą być również rodzynki lub suszone banany (świeże też, tylko że się ciapią).

- Kubeczek i sztućce - polskie schroniska (chyba wszystkie) dają wrzątek za darmo, ale wyłącznie do własnego naczynia. Mając swój własny kubek (oczywiście metalowy, nie ceramiczny) i np. herbatę, kawę lub posiłek instant - możemy sobie sami przygotować to, za co w schroniskowej kuchni trzeba sporo zapłacić.

- Kuchenka turystyczna - na pewno nie należy do obligatoryjnego wyekwipowania każdego turysty, ale to przydatna rzecz, zwłaszcza na Słowacji, gdzie wrzątkiem już za darmo nie częstują. Surowej wody ze stawu pić nie polecam, tej ze strumieni też od poprzedniego lata unikam, ale już przegotowana jest dla nas w pełni bezpieczna i możemy z niej spokojnie korzystać.

- Filtr do wody - celem uzdatnienia tej występującej naturalnie w przyrodzie bez gotowania. Ja jeszcze nie mam, ale kiedyś sobie kupię.


- Napój - najlepiej, aby była to woda (jeszcze lepiej - niegazowana). Wszelkie gazowane napoje mogą tylko wzmagać nasze pragnienie, zamiast je zaspokajać. W górach pić się chce często i dużo ze względu na wysiłek (mała rada - nie połykać wody od razu, przez chwilę trzymać w ustach, przepłukiwać je - podobno lepiej się wchłania i na dłużej wystarcza). I znów - wody trzeba mieć tyle, żeby starczyło, bo odwodnienie w górach to kiepska sprawa. Tylko że woda jest ciężka i zawala nam plecak. Dobrze jest w czasie planowania wycieczki sprawdzić, czy będziemy mieć na trasie strumienie (pomoże nam w tym mapa i przewodnik). Jeśli tak - możemy się nastawić na nabieranie z nich wody. Ale jakiś zapas zawsze trzeba mieć. W przypadku ochłodzenia niezastąpiona jest herbata, dlatego zawsze warto nosić choćby mały termos nią wypełniony. W dni zimne i deszczowe nawet duży. Zamiast wody może być izotonik.

- Rozpuszczalne suplementy - tak, tak, najlepiej jest pić wodę, ale mnie samej czasem chce się czegoś słodkiego i takiego, co chociaż sprawia wrażenie, że jest gazowane. Można zabrać ze sobą więc jakieś multiwitaminki, albo inne magnezy. Są też dostępne izotoniki w proszku, no i energetyki też (świństwo, ale ja osobiście w górach uwielbiam).


 - Latarka - namawiam do takiego planowania wycieczek, żeby po zmroku być już na kwaterze (no, chyba że mamy zamiar spać w schronie lub gdzieś na dziko). Jednak światło warto nosić. Nigdy nie możemy do końca przewidzieć, czy nie znajdziemy się w sytuacji, gdy pomoże nam ono wezwać pomoc. Dodałabym jeszcze zapasowe baterie. Jeśli planujemy iść nocą - lepsza od zwykłej będzie latarka czołowa.

 
- Przeciwdeszczowy pokrowiec na plecak - niektóre plecaki mają go "w pakiecie", do innych warto dokupić, aby w razie deszczu nie zamokło nam wszystko, co niesiemy w środku.


- Apteczka - podstawowe medykamenty i opatrunki. Coś przeciwbólowego, plastry, opaska elastyczna, opatrunek jałowy. Do używania wody utlenionej nie jestem przekonana (podobno jest dobra tylko do przemywania naskórka, czyli wierzchniej warstwy skóry, rany głębsze lepiej przemyć zwykłą wodą). Ponadto folia ratunkowa (termiczna) NRC chroniąca przed wychłodzeniem. Zajmuje niewiele miejsca, a może uratować życie.


- Naładowany telefon - po prostu, żeby wezwać pomoc w razie potrzeby. Jeśli nie mamy zasięgu, co w górach się zdarza, dzwońmy na 112 lub inne numery alarmowe.

- Kask - na wysokogórskich trasach zawsze lepiej mieć niż nie mieć i to lepiej na głowie niż w plecaku.

- Powerbank - nie we wszystkich schroniskach są dostępne dla turystów gniazdka elektryczne (w niektórych z nich można podać obsłudze telefon wraz z ładowarką, a podłączy je ona w swoich pomieszczeniach), a nawet jeśli są - ciężko utrafić jakieś wolne; baterie w smartfonach nie są natomiast za specjalnie żywotne.



- Krem z filtrem - najlepiej uniwersalny - do twarzy i do ciała. Tatrzańskie słoneczko potrafi dopiec. Nie tylko latem zresztą.

- Okulary przeciwsłoneczne - mniej więcej z tych samych powodów, co powyżej.


- Chusteczki - wyjaśnienie chyba zbędne.

- Mokre chusteczki - w drogeriach można kupić chusteczki różnego rodzaju; najbardziej przydatne w górach mogą być zwykłe nawilżane, takie jak dla bobasów - przydadzą się do przetarcia brudnych (np. po łańcuchach) rąk, można nimi zresztą przeczyścić każdą zabrudzoną powierzchnię. Ale można też zaopatrzyć się w np. chusteczki antybakteryjne. Są też chusteczki nawilżone dezodorantem, jak i chusteczki do higieny intymnej. Jeśli planujemy dłuższą wycieczkę, na pewno pomogą w zachowaniu podstaw higieny.

- Foliowe worki/reklamówki - nie mówię, żeby brać od razu cały zwój, ale kilka sztuk się przydaje, chociażby do przechowywania drobnych śmieci, zbierających się przez cały dzień, albo do oddzielenia ubrań czystych od tych niegrzeszących już świeżością.

- Zimą dochodzi oczywiście sprzęt zimowy




Jeśli szukasz akcesoriów turystycznych w atrakcyjnych cenach, zajrzyj TUTAJ.


Powyższa lista jest oczywiście nie tylko zestawieniem tego, co koniecznie powinno się w plecaku znaleźć, ale i zbiorem dosyć prywatnych, przez lata kolekcjonowanych lifehacków. Musujących tabletek, czy nawilżanych chusteczek nie musisz ze sobą nosić. ;)

A Ty? Co zawsze zabierasz ze sobą w góry?

10 komentarzy:

  1. 1. To w końcu pić wodę ze strumyka, czy nie?
    2. Powerbank - tak, ale jeśli na coś więcej niż tylko podładowanie "do końca dnia", to polecam "Solovo 20 000mAh" do nabycia na Amaznonie lub Ebayu za 40 dolarów (a nie nasze rodzime sklepowe wynalazki 2000-5000mAh). Spokojnie pozwala na naładowanie mojego smartfona z 6-7 razy. Wówczas dopiero można mówić, ze powerbank nadaje się do schroniska w którym nie ma gniazdka, to znaczy na 2-3 dni chodzenia z telefonem dostępu do prądu. A i tak wówczas warto mieć "starą nokię", która naładowana działa tydzień i włączyć ją w awaryjnej sytuacji (rozładowany lub uszkodzony smartfon).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do wody ze strumyka - zawsze piłam i nie było problemu. Do ubiegłego lata, kiedy brzuch mnie tak od czegoś rozbolał, że aż zginało mnie w pół. Potem kolejna wycieczka, znowu woda ze strumyka i znowu ból brzucha, chociaż już lżejszy. Tak więc ja już raczej nie pijam.

      Usuń
  2. A ja mam pytanie trochę z innej beczki, mianowicie: czy bazy namiotowe PZA, czyli Betlejemka i Włosienica, są dostępne dla nie-wspinaczy? Zastawiam się jak to wygląda w praktyce, czy odmówią noclegu turyście z własnym namiotem, ale bez całego wspinaczkowego szpeju? Niby na stronie PZA jest wyraźnie zaznaczone że przyjmują tylko wspinaczy, obojętnie czy zrzeszonych czy nie, ale w praktyce może to różnie wyglądać. Przy okazji super wpis, tak jak inne w Twoim wykonaniu :). Tak szerokiego kompendium wiedzy o naszych Tatrach nigdy nie spotkałem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, nie mam pojęcia.
      A za miłe słowa, oczywiście dzięki. :)

      Usuń
  3. Spoko tekst, myślę że będzie bardzo pomocny dla początkujących piechurów:)
    Jeśli chodzi o "energetyki" w górach które tak cenisz w górach, to ja osobiście akurat raz wypiłem takie gówno na szlaku (dokładnie przed mocnym podejściem) i myślałem że mi łeb rozsadzi... więc akurat tego pieruństwa bym nie polecał, chyba że ktoś chce iść np. w Bieszczady itp. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Do apteczki zamiast wody utlenionej polecam OCTENISEPT - jest to środek dezynfekcyjny który można używać nawet na otwarte rany i nie piecze, nie uszkadza tkanek tak jak woda utleniona.

    Co do podręcznych filtrów do wody polecam porównanie na blogu Łukasza Supergana: http://www.lukaszsupergan.com/lekkie-filtry-do-wody-test-lifestraw-sawyer-diercon/

    OdpowiedzUsuń
  5. Oprócz wyżej wymienionych poleciłabym jeszcze rękawiczki bez palców. Całkiem przydatne na łańcuchach, a przy okazji można ich użyć też kiedy nagle robi się chłodno.

    OdpowiedzUsuń
  6. Podstawa udanej wyprawy, a raczej późniejszych wspomnien, to w miarę dobry aparat fotograficzny. Z drobnych rzeczy zabieram ze sobą taśmę w rolce, podobną do takiej slużącej do pakowania, tyle tylko, że wzmocnioną i elastyczną, a bardzo dobrych własnościach klejących. Można nią złączyć różne elementy, nawet te mokre. Wojciech Cejrowski takie zabiera na różne egzotyczne wyprawy. Połączy praktycznie wszystko. Ostatnio w zimie "obandażowałem" nią but, u którego praktycznie odpadła podeszwa.
    Jacek

    OdpowiedzUsuń
  7. woda ze strumyka do picia powyżej schronisk jak najbardziej, piję od 10 lat bez efektów ubocznych, po co taszczyć nadmiar wody z miejsca startu

    OdpowiedzUsuń