Zimowa pora w górach ma wiele zalet. Pierwszą jest niewątpliwe bajkowe piękno spowitego śniegiem górskiego krajobrazu. Niektórzy doceniają fakt, że zimą człowiek się tak nie poci i nie potrzebuje tyle napojów, co latem, jak również to, że "zawsze można coś więcej na siebie założyć, jak jest zimno, a jak jest gorąco, to w którymś momencie już nie ma co zdjąć". Fajnie się w sumie chodzi po gładkiej strukturze śniegu, dla odmiany od nierównych kamieni. Moim zdaniem sporym plusem jest też fakt, że w razie upadku, zimą mamy w dłoni przyrząd, którym możemy próbować hamować i tym samym się ratować (czekan), podczas gdy latem ta opcja odpada. Zimą jest też w górach luźniej, spokojniej. No, generalnie nie da się zaprzeczyć, że jest za co lubić górską zimę (10 powodów wymieniłam niegdyś w TYM tekście). Znalazłoby się pewnie też parę pobudek, dla których można jej nie cierpieć, ale skoro tu trafiłeś, to zapewne u Ciebie przeważają jednak te pierwsze.
O czym zatem pomyśleć, o co zadbać, aby na tyle bezpiecznie, na ile to możliwe, wkroczyć w zimowe góry (w tym artykule w domyśle Tatry)?
Wpis powstaje we współpracy z agencją górską Trango1.
1. Ubierz się właściwie
Zimą jest zimno. Proste i oczywiste. Oczywiście w ruchu będzie Ci ciepło i może nawet rozbierzesz się do tak zwanego rosołu (dlatego polecam ubieranie się na cebulkę, o czym pisałam w TYM tekście), ale bądź zawsze przygotowany na to, że możesz niechcący spędzić w górach więcej czasu, niż planujesz (np. na skutek zabłądzenia), być może nawet w unieruchomieniu (np. na skutek wypadku, czy to swojego, czy towarzysza). Więc nawet jak idziesz na krótki spacer przy pięknej, stabilnej, bezwietrznej pogodzie, miejże ze sobą dodatkową porządną warstwę w plecaku. Dlaczego to takie ważne, wywnioskować możesz np. z opisu wydarzeń na Pilsku w 1980 roku - link masz TUTAJ.
Nie musisz kupować markowych ubrań, zwłaszcza jeśli to Twoja pierwsza zimowa wycieczka i nie masz w szafie jeszcze nic. Poszperaj po lumpeksach, zajrzyj na giełdę wspinaczkową czy inne giełdy sprzętu górskiego na facebooku. Kupuj w Decathlonie - ceny mają konkurencyjne, a jakość nie różni się od tej u renomowanych marek. Ale też za bardzo nie oszczędzaj, bo np. rękawiczki musisz mieć grube i ciepłe, a w szperze może Ci się nie udać takich znaleźć. Pamiętaj też, że warstwa, która daje ciepło, niekoniecznie chroni przed wiatrem czy wilgocią, a takiej też potrzebujesz. Idąc zimą w góry miej wszystko, co jest potrzebne, z niczego nie rezygnuj.
Jak już wspomniałam na początku tego akapitu, tekst o zimowym ubieraniu się już na tym blogu wisi, zatem aby nie powielać informacji odsyłam TAM.
2. Odpowiednio dobierz szlak
Idąc pierwszy raz w zimowe góry, nie idź gdzie Cię nogi poniosą. Na początek możesz wybrać którąś z tras opisanych w TYM linku. Jeśli rozkręcasz się bardziej i owe szlaki już Ci nie wystarczają, poczytaj cudze relacje, których w dzisiejszych czasach w internecie nie brakuje, dopytaj o szczegóły ich autorów. Niektóre szlaki słyną z ponadprzeciętnego zagrożenia lawinowego - np. Szpiglasowa Przełęcz (z obydwu stron), tych na początek unikaj. Przeanalizuj drogę na mapie - na większości z nich zaznaczone są strzałkami główne biegi najczęstszych lawin - tam się staraj nie pchać. Ogólnie - pytaj bardziej doświadczonych, ale pamiętaj, że dopóki nie są oni specjalistami w dziedzinie gór, jak np. TOPR-owcy czy instruktorzy, przy ich poradach musisz sobie zostawiać margines błędu. Zresztą... zimą ciężko go tak zupełnie wyeliminować.
Pamiętaj, że od 1 listopada do 15 czerwca większość szlaków po słowackiej stronie jest zamknięta. Nie mówię, że masz tam kategorycznie nie chodzić, bo jeśli znasz mojego bloga, to wiesz, że mnie samej się to zdarzało. Ale idąc tam, zdawaj sobie sprawę, że może być tam pusto, dziko, szlaki nieprzetorowane i brak żywego ducha w zasięgu wzroku, co może działać na psychikę. HZS (odpowiednik TOPR-u) zimą działa i jeśli masz dobre ubezpieczenie (polecam to, które jest w pakiecie z członkostwem w Alpenverein), to może nawet po udzieleniu przez nią pomocy nie będziesz musiał ogłaszać prywatnej upadłości, ale nie dyżuruje we wszystkich schroniskach tak, jak w Polsce, a pogoda nie zawsze zezwoli na szybki przylot śmigła. Na pomoc zatem może przyjść Ci czekać dłużej. Również niektóre szlaki w Polsce są zamknięte na czas zimy (info na podlinkowanej niżej stronie TPN) i tam raczej nie chodź, w końcu akurat po tej stronie Tatr wybór jest i tak niemały.
Miej też świadomość, że zimą nie widać oznaczeń szlaków, więc świeżo po opadach śniegu nawet na najpopularniejszych szlakach, gdy trasa jest jeszcze nieprzedeptana, jeśli nie znasz doskonale terenu - możesz się zgubić. A przy okazji zamordować torowaniem. Zgubić się możesz również na wydeptanej jak autostrada trasie, gdy nadciągnie mgła lub śnieżyca.
Aaaa, no i nie wchodź na ledwo co zamarznięty staw (jak i ten, który zaczął już topnieć). Chodzenie po lodowej tafli tatrzańskich stawów skraca wiele wycieczek, jest też pewną frajdą, ale staje się bezpieczne dopiero w pełni zimy, kiedy lód jest już gruby i pewny. A i tak czasem potrafi napędzić stracha swoimi odgłosami (zamarznięty staw dudni i stęka).
3. Sprawdź warunki
Zima zimie nierówna. Ba! Jeden zimowy dzień nierówny drugiemu. Warunki zmieniają się czasem szybko i diametralnie na skutek opadów, wiatru, ocieplenia itd. Wybierając się na wycieczkę, zorientuj się w aktualnej sytuacji.
TUTAJ masz link do kamerek, na bieżąco pokazujących obraz z różnych miejsc w Tatrach
TUTAJ stronę TOPR-u, gdzie podany jest stopień zagrożenia lawinowego
TUTAJ podstronę TPN-u, gdzie opisane są aktualne warunki
TUTAJ fanpage "Aktualne warunki w górach", który publikuje zdjęcia i informacje nadesłane przez turystów
Sprawdź też pogodę i dostosuj do niej swoje plany. Polecam np. norweskie prognozy na TEJ stronie (trzeba wpisać nazwę interesującego nas szczytu).
Tylko uważaj z zadawaniem pytań na facebookowych grupach górskich. Tam się dowiesz tyle, że skoro pytasz, to nie powinieneś iść. Co w niektórych przypadkach zapewne nie będzie się aż tak bardzo mijało z prawdą.
4. Pamiętaj o sprzęcie
Śnieg ma to do siebie, że jest śliski, o lodzie nie wspominając. Latem też bywa ślisko - po deszczu buty tracą przyczepność do kamieni, niektóre szlaki czy pozaszlaki lubią się obsypywać, oblodzenia też się zdarzają. Rzecz w tym, że zimą ślisko raczej nie bywa, ale jest. W związku z tym, zimą używamy w górach sprzętu, który zapobiega ślizganiu się. Przydatny też bywa sprzęt zapobiegający zapadaniu się w śniegu. Nie do przecenienia są zalety posiadania ze sobą sprzętu lawinowego. O jakim sprzęcie dokładnie mowa?
Raki - metalowe, stabilne, grube kolce zakładane na buty. Sprawiają, że chodzenie po gładkim, wydeptanym, twardym śniegu staje się łatwiejsze. Niewiele pomagają w śniegu świeżym, kopnym. W rakach możliwe też staje się chodzenie bez poślizgów po lodzie, chociaż na stromych jego odcinkach radziłabym im jednak do końca nie ufać, mnie się kiedyś zdarzyło dość poważnie poślizgnąć (ciekawi kiedy i gdzie? LINK). Raki to wyposażenie w zasadzie obowiązkowe, jeśli wybierasz się zimą gdziekolwiek w wyższe partie gór. Zakładanie raków raczej nie jest intuicyjne, warto więc zapytać kogoś, jak to się robi, czy obejrzeć jakiś filmik w necie. Chodzenie w rakach nie wymaga większych umiejętności, ale trzeba uważać, by stawiać nogi trochę szerzej niż zwykle, aby nie zahaczyć rakiem o rak, albo o materiał nogawki spodni, co może być oczywiście niebezpieczne.
Raczki - działają na tej samej zasadzie, co raki, ale są mniejsze i przez to mniej skuteczne. Jeśli wybierasz się tylko w dolinki, ewentualnie na szlaki wymienione w TYM tekście, raczki powinny wystarczyć. Przydadzą się nawet na drodze do Morskiego Oka, gdy jest oblodzona. Są lżejsze i wygodniejsze od raków, więc czasem sprawdzają się jako ich zamiennik, ale w przypadku poważniejszych wycieczek, zdecydowanie nie zastępują raków. Warto jeszcze zaznaczyć, że są różne typy raczków - od takich dyskontowych bieda-raczków z dwoma kolcami na krzyż, po takie, które mają ich kilkanaście. Oczywiście bardziej warto kupować te drugie.
Czekan - kolejny element obowiązkowy, jeśli idziesz gdzieś wyżej. Metalowy drąg, zakończony zakrzywionym dziobem, nie tylko pomaga w podchodzeniu stromym terenem, działając trochę jako laska, a w trudniejszych miejscach zastępując chwyt ręki, ale - przede wszystkim - służy do wyhamowania ewentualnego upadku. O ile chodzenie w rakach to żadna filozofia, o tyle używanie czekana - trochę owszem. To, że mamy go w łapie, jeszcze niewiele nam daje. Trzeba wiedzieć, w której ręce go trzymać i w jaki sposób, a zwłaszcza, co z nim robić, gdy zdarzy nam się upadek. Ciężko to opisać bez pokazywania, warto zatem nauczyć się tego pod okiem kogoś doświadczonego. A najlepiej zapewne na kursie (o kursie będzie mowa trochę niżej).
Kijki - kijki przydają się zimą w górach, ale warto wiedzieć, że spełniają funkcję jedynie pomocniczą, a w żadnym wypadku nie zastępują czekana. Dostaję gęsiej skórki, gdy ktoś wrzuca w neta informację o warunkach na szlaku, zaznaczając, że potrzebne są raki i... kijki. No sorry, ale jeśli potrzebne są raki, to najczęściej potrzebny jest też czekan. Kijki bywają przydatne, ale czy rzeczywiście potrzebne...?
Rakiety - to takie szerokie nakładki na buty, które umożliwiają przejście bez zapadania się po bardzo głębokim śniegu, dzięki temu, że rozkładają ciężar ciała na większą powierzchnię (podobnie jak narty). Przydatne raczej na płaskim terenie, chociaż istnieją też modele rakiet z wmontowanymi rakami, odpowiednie do poruszania się nawet w miejscach stromych i trudnych.
Detektor lawinowy - niewielkie (rozmiar podobny do rozmiaru krótkofalówki) urządzenie elektroniczne, zdolne do wysyłania i odbierania sygnału elektromagnetycznego. Wskazując odległość i kierunek poszukiwań, pozwala na szybkie zlokalizowanie pod śniegiem zasypanej osoby - oczywiście, jeśli ma ona je ze sobą i jest ono włączone w trybie nadawania. Zlokalizowania tego może dokonać zarówno towarzysz wędrówki, jak i ratownicy, dlatego włączony detektor warto nosić nawet, gdy idziemy w pojedynkę.
Sonda - ujmując to w proste słowa, sonda to łatwo rozkładany (kto ma wprawę, robi to jednym ruchem) cienki, długi, metalowy kijek. Służy do sondowania śniegu w miejscu, na które naprowadził nas detektor. Przy odkopywaniu zasypanego, liczy się każda sekunda, dlatego zanim zaczniemy kopać, sprawdzamy sondą, gdzie dokładnie pod śniegiem znajduje się człowiek, aby nie tracić czasu na kopanie obok niego.
Łopata -lekka, składana, choć nieporęczna do zapakowania. Służy oczywiście do wykopywania ze śniegu zasypanej osoby (rękoma, czy czekanem kopie się ciulowo), ale przydaje się też np. do wykopania platformy pod nocleg, czy jamy w śniegu.
Plecak lawinowy - plecak taki ma zamontowany system, który w momencie uruchomienia pompuje coś w rodzaju poduszek powietrznych. Dzięki otwarciu się takich "skrzeli" wyporność człowieka w jadącym śniegu zwiększa się, zwiększając tym samym szanse na pozostanie na jego powierzchni. Nie gwarantuje przeżycia każdej lawiny - w niektórych przypadkach nie chroni przed zasypaniem, czasem owszem - człowiek zostaje na powierzchni - ale głową w dół, a czasem ginie od urazów doznanych przy spadaniu. Jednakże zwiększa szanse na przeżycie i to dość znacznie. Wady? Dość oczywiste - waga i cena.
Większość wymienionego powyżej sprzętu można wypożyczyć w wypożyczalniach, których w Zakopanem nie brakuje. Wypożyczenie sprzętu oferują też niektóre schroniska, ale trzeba wziąć pod uwagę, że może go nie starczyć dla wszystkich zainteresowanych. Koszt jest stosunkowo niewielki, ale trzeba wpłacić sporą kaucję zwrotną.
5. Bój się lawin
To jest żywioł, tak naprawdę ciężki do przewidzenia. Poczytaj o nim trochę, zorientuj się mniej więcej, o co z tym wszystkim kaman, od czego mniej więcej zależy prawdopodobieństwo zejścia lawiny. Chociaż, zapewne im więcej będziesz czytać, tym bardziej przeświadczony będziesz o tym, że to często w zasadzie loteria. Unikaj terenów najbardziej zagrożonych lawinami i "lawiniastej" pogody. Przemyśl kwestię zakupu, bądź wypożyczenia podstawowego sprzętu. Możesz zrobić kurs lawinowy - albo rozjaśni Ci on co nieco w głowie, albo jeszcze bardziej nagmatwa. W każdym razie będziesz mieć możliwość przećwiczyć używanie w praktyce sprzętu takiego jak detektor, sonda, łopata, a to sporo daje. Swoje refleksje po kursie lawinowym spisałam w TYM tekście.
6. Pomyśl o kursie zimowej turystyki wysokogórskiej
Okej, nie jestem wielbicielką kursów, ale też staram się ich nie bojkotować. Kurs lawinowy sprawił, że zamiast mniej, zaczęłam bardziej bać się zimy, a mechanizm powstawania lawin, wcześniej poniekąd logiczny, nagle wydał mi się prawie totalnie randomowy. Kurs skałkowy był super, ale - zgodnie z przewidywaniami - po niespełna pół roku, bez praktykowania nabytych umiejętności w skale, pamiętam ledwie strzępy wiedzy i poszczególnych technik. A jednak, coś tam w głowie zawsze zostało, jakieś podstawy się utrwaliły, zupełnie na marne to nie poszło. Poza tym, nie każdy mózg funkcjonuje tak, jak mój. Czyjś może dla odmiany przyswajać i zapamiętywać na dłużej olbrzymie - nie oszukujmy się - paczki wiedzy, serwowane na kursach. No i kurs to jest zawsze coś, do czego sobie można potem wrócić, poszerzyć, albo przypomnieć, chociażby dzięki opisom w książkach, czy filmikom. Mając kursowe doświadczenie, przyjdzie nam to łatwiej, niż uczenie się od podstaw.
Jednocześnie jestem zwolennikiem myślenia (z którym żaden instruktor się nie zgadza), że i bez kursu wiele rzeczy da się nauczyć i robić całkiem bezpiecznie. A jednak ostatecznie kurs to takie coś, co lepiej mieć, niż nie mieć, chociażby dla świętego spokoju.
Kurs zimowej turystyki wysokogórskiej przygotuje Cię do samodzielnego poruszania się w terenie wysokogórskim (niewspinaczkowym) oraz do turystyki alpejskiej. Na większości takich kursów nauczysz się przede wszystkim poprawnego używania raków i czekana, będziesz mieć okazję pochodzić po terenie śnieżno-skalno-lodowym, a więc w praktyce, pod okiem instruktora, zobaczyć, z czym to się w ogóle je. Poznasz podstawy posługiwania się liną, dowiesz się więcej o zimowych niebezpieczeństwach, a także o tym, jak im zapobiegać, oraz o tym, jak przygotować się optymalnie do zimowych wyjść. Niektóre kursy zawierają też przekaz podstawowej wiedzy lawinowej i obycie ze sprzętem.
7. Rozważ wzięcie przewodnika
Tu znowu - nie namawiam, po prostu uświadamiam, że jest taka opcja. Z przewodnikiem na ten przykład wejdziesz legalnie na zamknięte zimą słowackie szlaki. Ale - przede wszystkim - z przewodnikiem będziesz bezpieczniejszy. Oczywiście nie bezpieczny w stu procentach, bo przewodnik Cię przed wszystkim nie uchroni i jego tak samo może dosięgnąć jakiś wypadek, tyle że to zawsze odrobinę mniej prawdopodobne. Oczywiście wyjście z przewodnikiem kosztuje i to niemało, dlatego nie jest to jednak opcja dla każdego. Jednakowoż - jeśli Cię stać, to możesz o tym pomyśleć.
8. Spakuj wszystko, co potrzebne
Zimą będziesz potrzebować więcej rzeczy niż latem. Być może nie wszystkie przydadzą Ci się na trasie, ale wszystkie warto mieć. Ot, choćby na wszelki wypadek. O pakowaniu plecaka pisałam mniej więcej w TYM tekście. Zimą pamiętaj szczególnie o:
- sprzęcie wymienionym kilka punktów wyżej
- zapasowych warstwach ubrań
- kremie z filtrem
- okularach przeciwsłonecznych (optymalnie lodowcowych)
- termosie z gorącym napojem
- latarce typu "czołówka"
9. Ruszaj się
Zimą o zmęczenie i wyczerpanie łatwiej niż latem. Śnieg czasem zapada się pod nogami, buty grzęzną, idzie się ciężko. Niskie temperatury zmuszają organizm do pracy na wysokich obrotach. Nawet krótki odpoczynek wiąże się często z przemarznięciem, dłuższy - przymusowy może skończyć się hipotermią. Dlatego zimą ważniejsze niż latem jest posiadanie jakiejkolwiek bazowej kondycji. Nie idź wysoko w góry zimą, jeśli przed chwilą wstałeś od biurka, za które wsiadłeś prosto z samochodu. Nie musisz być maratończykiem, ale pochodź trochę pieszo po mieście, od czasu do czasu zajrzyj na siłownię, basen, czy ściankę wspinaczkową, po prostu choć troszkę się ruszaj.
10. Nie bój się wezwać pomocy
To odnosi się też oczywiście do lata, ale zimą wydaje się podwójnie ważne. Jeśli cokolwiek idzie nie tak, a Ty czujesz, że nie poradzisz sobie w tej sytuacji - dzwoń po pomoc. Wrrrróć... Chyba, że jesteś właśnie nad Morskim Okiem, a jedynym Twoim problemem jest to, że zapadł zmrok. Wówczas nie dzwoń po pomoc, wiochy nie rób, tylko zapitalaj na dół. Tam asfalt jest, dasz sobie radę. W każdym innym przypadku masz jednak prawo po pomoc się zwrócić. TOPR powstał po to, by pomagać wszystkim, którzy tej pomocy potrzebują. I wierz mi, woli Cię sprowadzić na dół całego i zdrowego, choćby z najbardziej banalnego miejsca, niż musieć w nim potem szukać Twoich zwłok. Internetowi szczekacze też wolą Cię w gruncie rzeczy wyśmiać i wykpić, niż palić Ci internetowego znicza.
W powyższym tekście starałam się zawrzeć wszystkie najważniejsze zimowe zasady, jednak oczywiście mogłam o czymś istotnym zapomnieć. Jeśli tak się stało - daj znać w komentarzu. W ogóle będzie mi miło, jak zostawisz komentarz - dla mnie to znak, że ktoś czyta i że warto pisać. :)
Oczywiście mam świadomość, że nie jestem święta i sama nie zawsze przestrzegam wszystkich wymienionych wyżej punktów, ale jeśli chcesz mi o tym przypomnieć, to też wal śmiało. ;)
no ja tu jestem i czytam, i jak tak czytam to się zastanawiam, czy aby na pewno chcę robić ten kurs lawinowy... z jednej strony - super, dowiem się czegoś, będę spokojna, może nie dam się porwać lawinie, a z drugiej - nie wiem czy pełna świadomość i wiedza o tym żywiole mnie nie przyblokują w zimowych Tatrach :D
OdpowiedzUsuńgeneralnie przyjemny wpis, jak zwykle, i przepiękneeeeeee zdjęcia!!
no mnie właśnie to przyblokowało :D
Usuńdzięki :)
Ja odnoszę wrażenie, że jednak wolę być świadomy takich rzeczy niż w błogiej nieświadomości kroczyć po cienkiej linii. Pozdrawiam :)
UsuńDziękuję za ten wpis :-)
OdpowiedzUsuńproszę bardzo :)
UsuńCo na to powiedziałby George Mallory, oni na Everest szli w tweedowych marynarkach, bez kamerek, prognoz meteo … ciepłe kluchy
OdpowiedzUsuńdobrze to to się nie skończyło...
UsuńNa początku nowego roku jedziemy z mężem pierwszy raz zimą w góry. Latem byliśmy już 8 razy. Mam sporo obaw, bo nie wiem czy sobie poradzę. Idealnie, że pojawiają się tego typu teksty właśnie teraz :) Dziękuję :) Na pewno skorzystamy z Twoich rad i propozycji szlaków dla początkujących zimą. Latem zawsze korzystamy z Towich rad i nigdy się nie zawiedliśmy :)
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że nie zawiedziecie się i tym razem :)
UsuńCzytam tęskniąc za latem, zawinięta po uszy w kocyk :D Na razie zimą wolę siedzieć w domu, choć za górami tęsknię strasznie
OdpowiedzUsuńAgata
taką postawę też w pełni rozumiem i szanuję ;)
UsuńUwielbiam takie rozbudowane wpisy, wielkie dzięki za jego wartościową treść. O ile wpis mi się podoba, tak już mój komentarz równie treściwy raczej nie będzie... ciężko jest mi komentować wpisy innych, chyba muszę nabrać nieco rutyny ;)
OdpowiedzUsuńdziękuję zatem za podjęcie wysiłku skomentowania :)
UsuńInternetowi szczekacze kpią nawet i ze zmarłych. "Kolejny idiota", "Jakby TOPR był płatny to by tam nie szedł" oraz inne błyskotliwe komentarze pojawiające się bez wiedzy na temat przygotowania oraz doświadczenia ofiary tragedii. Jak wiemy wypadki zdarzają się najlepszym. No ale niestety takie są realia internetu. :)
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt!! Radości z życia i dalszych poszukiwań siebie, życzę od serca Autorce tegoż Bloga jak i wszystkim czytającym 🙂
OdpowiedzUsuńZnowu kawał dobrej roboty odwaliłaś robiąc takie zbiorcze zestawienie. I fajnie, że podpięłaś tyle linków bo tam też są super informacje, które ktoś początkujący łatwo może przegapić.
OdpowiedzUsuńCo tu dużo mówić: przekopanie się przez całego Twojego bloga zajęło mi sporo czasu a i tak się zmartwiłam, że teraz już nie mam nic nowego do czytania i muszę czekać aż spłodzisz kolejne teksty;-) A warto przypomnieć sobie wcześniejsze wpisy.
Myślę, że trzeba jeszcze na dwie sprawy zwrócić uwagę.
Kask przy jakimkolwiek wyjściu powyżej schronisk powinno się włączyć do standardowego wyposażenia. Urazy głowy to naprawdę niefajna sprawa...
Druga kwestia to RAKI/CZEKAN oraz RACZKI/KIJKI. Jak dla mnie czekan jest tu najważniejszy i bez niego nie powinno się wychodzić ze schroniska (a i na podejściu do Piątki bywa przydatny). Bez raków czasem po prostu nigdzie nie dojdziesz (ew skręcisz nogę). Bez czekana możesz w ogóle nie wrócić z wycieczki... Inna kwestia to fakt, że trzeba go umieć używać i polecam przed dłuższą wycieczką tarzanie się w śniegu i ćwiczenia na byle jakim pagórku.
To trochę jak z samochodem: dla mnie najważniejsze są hamulce i kierownica. Napęd może nie działać i wtedy co najwyżej nigdzie nie pojadę. Jak mi siądą hamulce albo układ kierowniczy to NA PEWNO będzie wypadek i mogę zabić siebie albo kogoś innego.
W jednym z wpisów proponowałaś bardzo fajne łatwe wycieczki zimowe. Warto się na nie zaopatrzyć w kijki i raczki bo ułatwią życie, odciążą stawy i człowiek nie wróci taki umordowany. W sumie bez nich też może być spoko. Wszystko inne nie powinno być robione bez czekana. A bez raków czasami bywa po prostu tylko nieosiągalne :-)
Pozdrawiam
Natalia
Wpis mega przydatny. Przynajmniej w teorii, bo za da tyg. pierwszy raz ląduję zimą w Tatrach i wtedy powiem czy się przydał.
OdpowiedzUsuńJak ja Ciebie i Madzi (Wiecznej Tułaczki) nie lubię! Człowiek siedzi na tych waszych blogach i ogląda te piękne zdjęcia, i zazdrość tak zżera! ;) Dopiero w tym roku rozpoczęłam moją świadomą przygodę z Tatrami (wczesniej jakies wycieczki szkolne/obozy sportowe) i z jednej strony dzięki wam poznaje szlaki, ale z drugiej...zimną część roku mam ochotę siąść i przepłakać aż do lata! W zimie w góry JESZCZE nie pójdę, bo małe doświadczenie i chyba przede wszystkim młody wiek łączący sie z brakiem stałych dochodów uniemożliwia wyjazdy. Ale pieniądz się zbiera do słoika (dosłownie) i do sierpnia będę odliczać czytając posty z waszych blogów. Pozdrawiam i dobrego roku!
OdpowiedzUsuń