Pod Płaczliwą Skałę po raz pierwszy trafiłam w 2013 roku i pewnie nie nabrałabym do niej tak intensywnych uczuć, gdyby nie... znak, który zabraniał zapuszczania się w jej kierunku. Bo znak ten jednoznacznie wskazywał na fakt, że tam kiedyś był szlak. O szlaku tym czytałam też u Nyki, który - żartowniś jeden - nie omieszkał w swym przewodniku dokładnie opisać tej trasy, pomimo pełnej świadomości, że jest nieczynna (nie tylko tej jednej zresztą).
A to zupełnie co innego patrzeć na szczyt, na który drogi nigdy nie było, niż patrzeć na szczyt, na który droga nadal jest, tyle że zakazana. No, przynajmniej wtedy to było zupełnie co innego, bo teraz już wiem, że na większość tatrzańskich szczytów prowadzą bardziej lub mniej wyraźne ścieżki. Wtedy, przed kilkoma laty, wiedza o tym, że za tą prowizoryczną barierką jest wciąż wyraźny i wcale nietrudny szlak, straszliwie mnie swędziała. Bardzo chciałam pójść na Płaczliwą Skałę.
![]() |
Płaczliwa Skała widziana z Szerokiej Przełęczy Bielskiej |
Kilku wskazówek przed wycieczką udzielił mi znajomy, który parę dni wcześniej wspomniał na jednej z grup, że niedawno się tam przechadzał. Zadziałało to szczególnie inspirująco. Wprawdzie nie dotarłam tam, gdzie dotrzeć chciałam - w planach miałam jeszcze co najmniej Hawrań, ale za wskazówki i tak bardzo dziękuję.
![]() |
Płaczliwa Skała i jej nielegalni poskramiacze |
![]() |
Podejście na Szeroką Przełęcz Bielską |
![]() |
Widoki z Szerokiej Przełęczy |
Początek drogi jest aż nadto oczywisty. Jeśli się dobrze przyjrzeć, widać go wyraźnie już z podejścia na Szeroką Przełęcz. Owym fragmentem, trawersującym trawnik, nieomal się biegnie, bo wznosi się on tylko lekko. Dalej "szlak" już taki wyraźny nie jest i całkiem łatwo się chwilami zaplątać. Ścieżka bowiem niby dalej jest, ale już nie odcina się aż tak od otoczenia jak wcześniej. W dodatku chyba łażą tam kozy, bo obok "prawdziwej" ścieżki, sporo jest innych powydeptywanych śladów.
![]() |
Jak nie ma szlaku, jak jest? ;) |
![]() |
Głośna Skała widziana z góry i trawa, duuuuuużo traaaawy |
![]() |
Bardzo się z tą kurteczką lubimy, a ponieważ jest ze mną w ramach Decathlonowej współpracy, to kiedyś ją tutaj opiszę. Simond Alpi Light. |
![]() |
Szeroka Przełęcz Bielska widziana z Płaczliwej Skały |
![]() |
Podnóża Płaczliwej Skały |
![]() |
Płaczliwa Skała należy do zachodniej grani Tatr Bielskich. Na zdjęciu widok na grań wschodnią, gdzie pobuszuję trochę nazajutrz. |
Żeby się przekonać, jak to z tą herbatką będzie, najpierw muszę opuścić gościnne progi Płaczliwej. I tu zaczyna się "samo gęste". Pomiędzy Płaczliwą Skałą a Hawraniem jest kawałek zielonej, wąskiej grani. Jakoś trzeba na tę grań zejść. Tu wspomagam się wskazówkami Grzegorza - mam szukać jedynkowego, może zeroplusowego skalistego zachodu. Trzymam się krawędzi zbocza i schodzę, licząc na to, że niżej znajdę coś takiego. Ufff, znajduję dokładnie to, co pamiętam ze zdjęć. Zejścia zachodem trochę się cykam, ale okazuje się zupełnie bezproblemowe. Za chwilę jestem na zielonych trawnikach okalających Strzystarską Przełęcz. Nooo, jeszcze muszę przejść przez Płaczliwą Kopkę. Wejście na nią to pestka, natomiast zejście... trudne też niby nie jest, ale mocno ostrożne. Miękkie stopnie w trawie, którym trudno zaufać, obok których wystają luźne kamienie. Za jeden z nich łapię ręką, orientuję się, że jest luźny, chcę go puścić i zostawić na miejscu, ale poruszony kamol już nie chce zostać tam, gdzie od wieków sobie leżał. Jedyne, co mogę zrobić, to szybko zabrać nogę, żeby mi jej nie rozkwasił, a potem słuchać, jak głucho odbija się od traw i patrzeć jak mknie ku dolinie. Grawitacja, panie. Miękkie trawniki też pewnie potrafią ukręcić kark, jeśli się z odpowiednim impetem nimi poleci.
![]() |
Płaczliwa Skała widziana z Płaczliwej Kopki |
![]() |
Płaczliwa Kopka i zdradliwe zejście z niej |
Jest pięknie. Ileż ja razy marzyłam, żeby tu się znaleźć, ile razy wzrok mi tęsknie uciekał w te strony? Jak bardzo chciałam przewędrować tę miękką, tętniącą zielenią ścieżkę pomiędzy dwoma najwyższymi szczytami Tatr Bielskich...? Czy to nie mogłoby mi wystarczyć? Pytam siebie samej: to jak wystarczy ci, czy nie? I, o dziwo, odpowiadam sobie: spoko, wystarczy. Nie będę pchać się dalej. Nie czułabym się komfortowo grzebiąc się przez te trawiszcza sama samiuteńka, w dodatku guzdrałam się dzisiaj i w efekcie dalsza droga byłaby takim trochę wyścigiem z zachodzącym słońcem. Może innym razem, kolego Hawrań. A może nie. W każdym razie, nie dzisiaj.
To i tak na dziś nie koniec. Z grani przed nocą zdecydowanie muszę uciec. Raz, że trochę tu zawiewa, dwa, że za wąsko, żeby się ułożyć. Fajne miejsce upatrzyłam sobie na zboczu Płaczliwej, zatem muszę się na nią wdrapać raz jeszcze. Do boju więc.
Ponownie pokonuję grań, Kopkę, a potem przewyższenie dzielące mnie od szczytu. Sprawdzam na szybko, czy miejsce, które upatrzyłam na nocleg, rzeczywiście się do niego nadaje. Owszem, jeden z zakosów ścieżki tworzy szeroką i w miarę płaską platformę. Może nie jakoś bardzo komfortowo płaską i szeroką, ale zmieszczę się i, jeśli nie będę się za bardzo wiercić, to nie powinnam się z niej zsunąć. Rzucam plecak i lecę na górę obserwować zachód słońca.
![]() |
Szerszy kadr niestety złapać mogę tylko telefonem |
Kto kiedykolwiek "łapał złote światło", ten wie, że pomiędzy momentem, gdy rozżarzona piłka znika za linią horyzontu, a momentem, gdy zrobi się zupełnie ciemno, trochę czasu mija. I ja ten czas właśnie wykorzystuję na umoszczenie sobie posłania. Nadmuchuję materac, wyciągam śpiwór, a wszystko to ładuję do norki. Coś tam jeszcze zajadam w charakterze kolacji, a potem już nurkuję do ciepłych czeluści śpiworka. (O tym śpiworku Wam kiedyś opowiadałam: TUTAJ, a o materacu: TUTAJ).
No to teraz tylko przespać wrześniową noc - jeszcze nie długą, jesienną, ale już nie tak króciutką jak w środku lata. Tuż po zmroku spać mi się zresztą nie chce. Potem - nasłuchuję. Cisza, wiatr uderza o szczyt, ale do mnie dolatują nieliczne z jego porywów. Nie jest to najlepsze miejsce i moment do spania. Zimą strachu nie ma, bo największe tatrzańskie drapieżniki śpią, latem zdarzyło mi się nocować tylko w takich miejscach, gdzie by nie wlazły. Aż do dziś... Wreszcie morzy mnie sen.
A potem coś chrobocze. Tuż obok mojej głowy. Nie wiem, ile spałam. Nie jestem pewna, czy rzeczywiście coś zachrobotało, czy to tylko złudzenie zaspanego mózgu, o które nietrudno, leżąc samotnie na takim odludziu. Ale wciąż mam w uszach ten dźwięk. Właściwie, to mam w uszach głównie dudnienie własnego serca, ale pamięć tego, co usłyszałam przed chwilą - też. Śpiwór i norka oczywiście nie stanowią żadnej realnej ochrony i gdyby coś postanowiło mnie zeżreć, to mogłoby to zrobić pomimo nich. A jednak, rozsunięcie suwaków i wyściubienie się na zewnątrz było prawdopodobnie najodważniejszą rzeczą, jaką w życiu zrobiłam.
Nie zauważyłam właściwie niczego podejrzanego, żadnych śladów czyjejkolwiek bytności, poza jednym drobnym szczegółem... Plecak, który służył mi za poduszkę, leżał teraz jakieś półtora metra ode mnie. Oczywiście mogłam się z niego zsunąć, ale nie wydaje mi się, żebym zsunęła się aż tyle, to raz. A dwa, że obudziło mnie nie co innego, jak szuranie właśnie. Szuranie plecaka, wyciąganego mi spod głowy przez jakieś zwierzę!
Aaaaaaaaaa! O dalszym spaniu nie ma mowy. Uciekać? Ekhm, to raczej bezcelowe, bo być może nie ma przed czym - od początku podejrzewam takiego jednego gagatka, który krzywdy mi nie zrobi. A jeśli jest przed czym - to coś i tak mnie dogoni. Leżę więc i czekam. Podrywam się na pierwszy szelest i kieruję snop światła w jego kierunku. Dwoje oczu błyszczy, wpatrując się we mnie i nie ma zamiaru uciekać. Dwoje niewielkich oczu na lisiej mordce. Lis, lisek, lisunio. Z jednej strony jestem zła na niego, że mnie tak nastraszył i wyzywam go obelżywie (wcale nie w myślach), z drugiej cieszę się, że moje podejrzenia się sprawdziły i to rzeczywiście tylko lis. Tymczasem on sobie stoi i gapi się na mnie dalej. Odchodzi na chwilę, po czym pojawia się znów... dzierżąc w pysku moją siatkę z kanapkami. O ty dziadu! Czyli, że zanim mnie obudził, już sobie zdążył co nieco zachachmęcić.
Zbieram rozsypane resztki kanapek, żeby już po nie nie przychodził. Resztę jedzenia wkładam do norki, wkładam tam zresztą wszystkie luźne rzeczy łącznie z butami, żeby lisek sobie czasem do zabawy nie wziął. Plecak, jednym z troczków, przywiązuję sobie do ręki. I do rana śpi mi się nawet całkiem nie najgorzej.
![]() |
Zdziar o świcie |
Na zdjęciach w tej relacji często pojawia się Jagnięcy Szczyt. W sumie ciężko, żeby się nie pojawiał - jest pierwszoplanową postacią tutejszego krajobrazu i aż sam pcha się w kadr. Ale, tak swoją drogą, Jagnięcy był moim pomysłem na niedzielę - Koperszadzka Grań też marzy mi się już od dość dawna. Ostatecznie jednak postanowiłam cały ten weekend poświęcić Tatrom Bielskim i zamiast na jedynkową (czy 0+, nie jestem pewna) grań, wybrać się po prostu na niedzielny spacer...
Wracam na Szeroką Przełęcz, a z niej przemieszczam się na Szalony Przechód. Jest jeszcze dość wcześnie rano, więc poza mną po okolicy kręcą się tylko kozice, zresztą bardzo licznie.
![]() |
Widok ze szlaku pomiędzy Szeroką Przełęczą a Szerokim Przechodem. W środku kadru Rysy i Niżnie Rysy. |
![]() |
Ajjjw bin łoczin ju alalalalalom! |
![]() |
Pomiędzy Szalonym Przechodem a Szaloną Przełęczą... Czyżby... Szalona Ścieżka? ;) |
![]() |
Szalony Wierch |
![]() |
Zejście z Szalonego Wierchu z widokiem na Jatki |
Wschodnia grań Tatr Bielskich to przecudne miejsce. Niemniej cudnie było wczoraj pomiędzy Płaczliwą a Hawraniem, ale z pewnych powodów na Hawrań jednak nie weszłam. Wędrówka przez Jatki, to sama przyjemność, pozbawiona strachów - poza tym jednym, że oprócz innych pozaszlakowych turystów, spotkam tu też filanca. Uwielbiam takie miękkie, łagodne, pofalowane ścieżki, zwłaszcza kiedy są już lekko pozłocone wrześniem. I zwłaszcza z takimi widokami.
![]() |
Gdzieś na Jatkach |
Na końcu Jatek robię w tył zwrot, głównie dlatego, że zejście do Szarotki, oznaczałoby samotny marsz przez pozaszlakowy las, a to za dużo dla mojej psychiki.
Nie, ja też nie wiem, dla kogo to koryto |
![]() |
Powrót na szlak |
W Tatry następnym razem powróciłam po dwóch miesiącach... ale już w zuuupeeeełnie innej scenerii...
Na szlaku (i poza nim) towarzyszyły mi buty Chiruca, które wraz ze mną zapraszają na KONKURS.
Pięknie.
OdpowiedzUsuńTylko po co tak upiękniać zdjęcia.Cukierek.
Bo żaden aparat nie uchwyci tak pięknie rzeczywistości jak ludzkie oko? Ja tu nic cukierkowego nie widzę :-P
UsuńPamiętam, jak pierwszy raz czytałem o Bielskich właśnie u Ciebie :) Też mnie zauroczyły, a w takiej "dzikiej" wersji wyglądają już w ogóle rewelacyjnie.
OdpowiedzUsuńkto szukał, ten znalazł - sprytnie! :) Kurcze, piękną miałaś wyprawę, pozytywne zazdro! :) dziękuję za tę relację, bardzo bardzo. Miłość do Tatr Bielskich u mnie zaczęła się właśnie dzięki Tobie i każde kolejne zdjęcie umacnia mnie w przekonaniu, że to chyba najbardziej czarujący fragment Tatr i dobrze, że jest gdzie czytać o tych zakazanych ścieżkach :)
OdpowiedzUsuńMerry renifery?....
OdpowiedzUsuńale że w Bielskich?
UsuńSzłabym! I pójdę ;-) Btw - w pozaszlakowym lesie chyba tak samo miśka można spotkać jak w szlakowym :-)
OdpowiedzUsuńI będzie na mnie... A miśków poza szlakiem spodziewam się jednak prędzej, bo jak idę szlakiem, to sobie tłumaczę, że tyle ludzi przeszło przede mną, że miśki musiały sobie pójść. ;)
UsuńJak to jest z tymi zamkniętymi szlakami? Chodzenie po nich jest nielegalne i grozi sankcjami czy po prostu niewskazane i dlatego dany szlak został zamknięty?
OdpowiedzUsuńto pierwsze
UsuńZ jednej strony boisz się filanców, a z drugiej chodzisz w odzieży koloru oczojebnego ;P Ja się staram maksymalnie kamuflować, jedynie nocą zdradza mnie światło czołówki...
OdpowiedzUsuńdokładnie, totalna nonszalancja...
UsuńNie nonszalancja, niestety nie. Nie zaglądam regularnie tutaj, ale widzę, że od pewnego czasu dużo się zmieniło...
UsuńTo po prostu żałosna (nazwijmy rzeczy po imieniu) reklama Decathlonu! Niestety smutne. Nikt mi już nie wmówi o "miłości" do gór, widać, że na wszystkich przychodzi pieniądz... :(
ps. a pisanie, że tandeta z tego sklepu jest tak samo dobra jak ciuchy profesjonalnych marek ehhh
to zaglądaj jeszcze mniej regularnie, będzie lepiej dla wszystkich :)
Usuńdzięki za ten opis..
OdpowiedzUsuńChyba w ten sam weekend byłyśmy w Tatrach. Pozwoliłam halnemu wwiac się na Giewont ;)
OdpowiedzUsuńAgata
Hej , z poczatku sierpnia 2017 robilem całą wschodnią grań Tatr Bielskich jak i Płaczliwą Skałe rownież solo pod wplywem przewodnika Nyki :) , i jesli chodzi o graniówke to jej atrakcyjnosc kończy sie na odcinku Szalony Wierch - Skalne Wrota a ze Skalnych odbija byly (łacznikowy szlak ) i mimo ze prowadzi przez las to jest dobrze widoczny do schroniska pod Szarotką gdzie mozna sie napić wybornego czaju bylinkowego swietnie gaszacego pragnienie jak i skosztować marlenki narodowego ciasta Słowaków , natomiast co do kontynuacji graniówkią od Skalnych Wrót w kierunku Fajksowej Czuby sciezka coraz bardziej zarasta krzaczorami a widoki przykrywaja drzewa i przybywa wprost propocjonalne owadów dosłownie roje ciezko sie od nich opedzic a dalej na wysokosci Kobylego Wierchu ktory i tak sie tylko trawersuje sciezka zanika i schodzi sie intuicyjnie przez niezłe haszcze , mnie tam chyba wszystko co moglo pogryzlo i poparzylo nogi mialem czerwone , jako ciekawostke dodam ze w granii Szalonego Wierchu znajduje sie bunkier poniemiecki bodajze z 1944 do ktorego byla nawet doprowadzona linia telefoniczna z Tatrzanskiej Jaworzyny mi jednak nie udalo go sie odnalesc , widocznie jestem ślepy albo dobrze sie kamufluje a teraz najwazniejsze spotkanie filanca i ewentualny mandat czyli ichże pokuta max. 66 ojro to najmniejszy wymiar kary , pamietajcie ze na Slowacji idąc w teren rezerwatu wylaczony z ruchu turystycznego w przypadku gdybyscie nie byli samodzielnie zejśc np. skrecenie nogi albo zagubienie się itd. to wybecelujecie za akcje ratunkowa HZS (tamtejszy odpowiednik Topru) 100% kosztów , gdyż ubezpieczenie nie działa ! Pozdrowienia dla rudej , podziwiam za nocleg w tak dzikim terenie posród zwierza roznorakiego w dodatku sama , diabeł nie baba :)
OdpowiedzUsuńCzy ubezpieczenie działa czy nie to kwestia sporna :-) Nie raz były o tym dyskusje na FB, stanęło na tym, że Alpenverein działa, bo nigdzie nie jest tam napisane, że nie można chodzić poza szlakiem
Usuńale tu chodzi o REZERWAT a nie tylko poza szlak..
UsuńWow , thx Kasiu faktycznie sprawdziłem u zródła Alpenverein obejmuje turystykę pozaszlakową ! co prawda kosztuje niemało bo 260 zł ale za to jest komfort psychiczny i na cały rok wazne a potencjalna akcja ratunkowa HZS może sięgnąć 15k euro już były takowe przypadki choćby na Rysach . Teraz ubezpieczony będę eksplorował Bielskie zostały się Havrań i Murań a swoją drogą Tatry Bielskie w przeszłości jak Polska były zawlaszczane najpierw książę Hohenlohe na 1879-1924 urządził sobie tam prywatny zwierzyniec , potem od 1978 za sprawą komunistów Czechosłowackich do dziś niedostępne są dla turystów poza jedynym szlakiem prowadzacym przez przelecze .
OdpowiedzUsuńJak ktoś się Tatrami na prawdę interesuje to znajdzie drogę tu i tam. Problemem stają się tacy ludzie jak ty!! Po komentarzach widać,że są tu tacy co być może nie mieli zielonego pojęcia o istnieniu tych terenów gdyby nie twoja relacja.Przyczyniasz się zatem do ich zadeptywania i jeszcze beszczelnie to publikujesz. Wcześniej czy później Słowacy się za takich wezmą.W dodatku dowód rzeczowy jak malowany :)
OdpowiedzUsuńKolego Anonimowy, na twój problem tylko sławetna maść na ból dupy może pomóc. Jeśli i to nie pomorze to NFZ refunduje pieluchomajtki dla dorosłych bo srajda ci spłynie po nogach.
UsuńNie masz racji, że Gosia stanowi problem. Jest bardzo daleka droga od dowiedzenia się, że istnieje jakiś inny świat za rogiem, pojawienia się chęci żeby tam może zajrzeć, a zrobieniem pierwszego (i kolejnych) kroków żeby to zrobić. Fakt, że czytam o gościu, który postanowił samotnie, na piechotę przejść Pustynię Gobi nie determinuje tego, że tam pojadę. Piękne zdjęcia wschodu słońca niekoniecznie zmuszą mnie do zarywania nocy, pałętania się nie wiadomo gdzie po ciemku, telepania z zimna i czekania na cudo zamiast którego najczęściej jest mgła lub chmury.
UsuńDa się? Jak najbardziej można. Czy to moja bajka czy tylko się jej miło słucha? To już zupełnie inna kwesta.
Cóż, jedni lubią śledzie drudzy lubią miód. Mało kto próbuje zeżreć śledzia posmarowanego miodem. A Gosia ma pełną świadomość ryzyka sraczki, które ponosi...
Gosiu, pisz proszę dalej. O nieoczywistych wyborach i trudnych konsekwencjach. O malutkich i spektakularnych sukcesach. O wyrzeczeniach i cenie, którą trzeba ponieść przy realizacji marzeń ;-)
Na ciąg dalszy czekam z niecierpliwością
Natalia
Ależ to trafnie napisane, zwłaszcza z tą sraczką ;)
UsuńŚwiat upada. Nie dość że znajdują się tacy co za nic maja rezerwaty ściśle to jeszcze maja stado ktore im kibicuje.
UsuńCoś wspaniałego. Po prostu kosmos. Niewiarygodnie piękne miejsca.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŻyczę szczęścia oraz pomyślności i sowitego mandatu od tanapu i tpn.
OdpowiedzUsuńW takim razie upadł już dawno temu, bo to żadna nowość. Mój ulubiony przykład: Cywiński.
UsuńRównież życzę mandatów wszelakich.