Świnica jest szczytem Tatr Wysokich leżącym na granicy państw i objętym siatką szlaków turystycznych - ale wyłącznie tych po polskiej stronie. Jednym z dość niewielu takich - należałoby dodać, bo w ogóle Tatr Wysokich nie mamy u siebie za dużo. Co w połączeniu z bliskością Kasprowego i sławą widoków rozciągających się z wierzchołka przekładać się musi na jej popularność. Olbrzymią popularność.
A propos wierzchołka, to tych Świnica ma dwa, co z Kasprowego widać bardzo wyraźnie.
Noo... to zdjęcie zrobione jest oczywiście zdecydowanie bliżej Świnicy niż z Kasprowego, ale dzięki temu dwoistość jej wierzchołków widać jeszcze wyraźniej. Choć lekko próbują nas tu oszukać.
Ten, który na zdjęciu widzimy po lewej stronie, choć wydaje się równy, bądź nawet odrobinę wyższy od sąsiada, w rzeczywistości jest niższy o 10 metrów. Szlak omija go szerokim łukiem, mimo to jednak i on jest często odwiedzany. Zwie się go wierzchołkiem taternickim, bo drogi wspinaczkowe poprowadzone w ścianach Świnicy kończą się właśnie na nim. Poza wspinaczami, chadzają na niego jednak też turyści - zimą dojście na główny wierzchołek którąkolwiek z letnich dróg (czy to od Przełęczy Świnickiej czy od Zawratu) jest bardzo zagrożone lawinami, o wiele łatwiej i bezpieczniej jest się dostać na "taternicką" Świnicę, co bardzo dużo ludzi robi. Do zimy może jednak jeszcze wrócę.
Hala Gąsienicowa |
Obydwa wierzchołki zaznaczone wysokościami, a kolejne wybrzuszenie po lewej stronie to Świnicka Kopa |
Widok z niższego wierzchołka na wyższy. Po lewej stronie Świnicka Kopa, uznawana czasem za trzeci wierzchołek Świnicy. |
Obydwa wierzchołki i grań pomiędzy nimi - widok ze Świnickiej Kopy |
Na turystycznym wierzchołku stoi człowiek. Po prawej wierzchołek taternicki, po lewej Świnicka Kopa. Widok z Kościelca. |
No i wznosi się Świnica też nad Doliną Walentkową. Do poniższego widoku nawiążę w dalszej części tekstu, bo z tej perspektywy widać najlepiej przebieg szlaku na szczyt.
Na Świnicę prowadzą szlaki z dwóch stron, dzięki czemu wycieczkę na nią można ciekawie rozwijać i urozmaicać.
Jednym z rozwiązań jest dotarcie na Świnicę od strony Zawratu - uprzednio dostając się na Zawrat dowolnie z HG lub z 5 Stawów. Opis szlaków na Zawrat TUTAJ.
Z Zawratu na Świnicę prowadzi urozmaicona wysokogórska ścieżka. Przyjemna o tyle, że biegnąca cały czas na zbliżonej wysokości, a więc niewymagająca kondycyjnie (nooo... tyle że wcześniej trzeba było wczłapać na Zawrat). Nie bardzo trudna, ale za to bardzo przepaścista, bywała już niemym świadkiem niejednego tragicznego wypadku.
Ale szczegółowa foto-dokumentacja tego szlaku na blogu wisi już od dawna. Po więcej zdjęć zapraszam więc TUTAJ.
Wycieczkę od strony Zawratu uznałabym za trudniejszą i bardziej wymagającą. Na początek polecam raczej wybranie się na Świnicę od strony Kasprowego. Aby to zrobić, najpierw należy się dostać na wspomniany Kasprowy, lub na którąś z przełęczy w grani pomiędzy Kasprowym a Świnicą:
- Liliowe (zielonym szlakiem z Doliny Gąsienicowej) lub
- Przełęcz Świnicką (czarnym szlakiem z Doliny Gąsienicowej).
Świnica widziana ze szlaku na Świnicką Przełęcz |
Dojście z Kasprowego na Świnicę powinno zamknąć się w dwóch godzinach. Szlak wiedzie szeroką granią przeprowadzając przez Beskid a dalej trawersując Skrajną i Pośrednią Turnię.
Świnica, Pośrednia i Skrajna Turnia, Beskid - tamtędy wiedzie droga z Kasprowego Wierchu na Świnicę |
Początek podejścia ze Świnickiej Przełęczy |
Jedne z pierwszych łańcuchów na trasie |
Czasem trzeba tu użyć rąk, czasem przydaje się łańcuch, a czasem się i nie przydaje, wisząc tylko na wszelki wypadek. Wciąż tu raczej łatwo i względnie bezpiecznie. Przemy ostro ku górze.
Na tym odcinku nie tylko nabieramy wysokości, ale też powoli zostawiamy za sobą pierwszy od tej strony, niższy wierzchołek. Za chwilę szlak się nam trochę wypłaszczy i to jest bardzo dobra wiadomość, bo od tej pory już prawie nie będzie pod górkę. Za to przed nami "samo gęste".
W momencie, gdy przestajemy piąć się ku górze, a zaczynamy poruszać się bardziej horyzontalnie, odsłania się przed nami taki obrazek:
Pierwsze spojrzenie na trawers przez Żleb Blatona |
Pierwszy ciekawy moment na szlaku to trawers Żlebu Blatona. I to właśnie wyjawia powyżej wklejone zdjęcie. Żleb Blatona opada spomiędzy wierzchołków Świnicy. Odszukaj, jeśli masz ochotę, parę akapitów wyżej, zdjęcie przedstawiające Świnicę widzianą z Doliny Walentkowej, a na nim wyraźny i stromy żleb. To właśnie "Blaton". Szlak trawersuje (czyli przechodzi go w bok) w jego górnych partiach i tu akurat jest on dość przyjemny - turystyczna trasa prowadzi po gładkich, lekko pochyłych płytach. Trudności tu żadnych nie ma, tuż obok jednak żleb obrywa się, prezentując zasysającą czeluść, czekającą na ciebie, jeśli się tu na ten przykład poślizgniesz. Dlatego też trawersowi towarzyszą gęsto rozwieszone łańcuchy.
Trawers kończy się dość nagle, a czerwona strzałka nakazuje nam poszukiwać dalszego szlaku gdzieś tuż obok. Przy strzałce mamy zdecydowanie skręcić w lewo, przewijając się przez mur skałek na inną stronę masywu.
Przejście przez "murek" |
Za tym fragmentem szlak znów zakręca, by tym razem, ciągiem stromych i wyślizganych przez tysiące butów skał doprowadzić nas praktycznie prosto na szczyt. Tu dopiero robi się tak na dobrą sprawę trochę trudno. Ale też tylko miejscami.
Szczególnych wrażeń dostarczył mi niegdyś ten gładki głaz, na który mnie podówczas prawie wciągano za łokieć. Dziś już nie mam pojęcia, dlaczego. :)
No i... to tyle. Obiektywnie trudności na tym szlaku nie są wielkie, potęgują je jednak: śliskość wypolerowanych skał, ekspozycja i... tłum ludzi.
Szlak na Świnicę ma to do siebie, że jest dość "ciasny" - w newralgicznych punktach ciężko się na nim wyminąć. Zwłaszcza, że w większości przejściu towarzyszą łańcuchy, a tych turyści lubią się kurczowo trzymać, więc nawet jeśli realnie dookoła jest sporo miejsca, gdzie można by się odsunąć, to ludzie nie chcą lub nie potrafią bezpiecznie tego zrobić. I może to zresztą lepiej, niż jakby mieli zacząć kombinować.
Gdy sama po raz pierwszy szłam na Świnicę, dość konkretnie wystrachana, największy problem stanowił dla mnie właśnie sznurek ludzi, a właściwie dwa sznurki, poruszające się w przeciwległych kierunkach. W jeden z nich wpasowałam się i ja i odtąd starałam się poruszać jego tempem, choć sama chwilami kategorycznie wolałabym wolniej.
No i ekspozycja. Wprawdzie łańcuchy wiele ułatwiają, części osób pomagają też poczuć się pewniej, nic to jednak nie zmienia w kwestii tego, że od wkroczenia na trawers Żlebu Blatona, aż do samego wierzchołka znajdujemy się w bezpośrednim sąsiedztwie przepaści. Orientacyjny przebieg szlaku przedstawiam poniżej:
Szlak na Świnicę widziany z Doliny Walentkowej |
Jeszcze jedno ujęcie ze zbliżeniem na turystów |
Ze Świnicą wiąże się jeszcze jedno poważne zagrożenie. Jako szczyt zwornikowy (miejsce zbiegu przynajmniej trzech wypukłych form ukształtowania), a w dodatku obwieszony żelastwem, szczególnie lubi przyciągać pioruny.
Zimą bardzo niebezpieczne staje się przejście przez Żleb Blatona, zatem raczej nie praktykuje się chodzenia o tej porze roku na Świnicę normalną drogą. Popularne za to są w tym okresie wycieczki na jej niższy "taternicki" wierzchołek. Aby nań trafić, trzeba szukać śladów odbijających wyraźnie ku górze, jeszcze zanim letni szlak zbliża się do żlebu. Zwykle jest przedeptane, drogą tą schodzą wspinacze po ukończeniu Północnego Filara, który jest bardzo częstym celem zimowych wspinaczek.
Osoby obeznane z zimową turystyką górską, a najlepiej też wyposażone w linę i inny przydatny sprzęt wspinaczkowy mogą zimą dostać się na wierzchołek główny, omijając Żleb Blatona, granią pomiędzy wierzchołkami. Bardzo niebezpieczny lawinowo jest też szlak od Zawratu.
Zimą większość szlaków po polskiej stronie Tatr nie jest zamykana, jednak nie "obowiązują" one tak, jak latem. Kiedy Tatry spowija śnieg, ważniejsze od pilnowania letnich znakowań jest wybieranie bezpieczniejszego terenu. Stąd zawsze przed zimową wycieczką należy poszukać informacji o najlepszych zimowych wariantach trasy. A puenta niniejszego wywodu jest taka, że chodzenie na niedostępny szlakiem wierzchołek jest zimą akceptowane.
"Blaton" groźny jest także późną wiosną, bo z powodu zalegania w nim śniegu bywa miejscem poślizgnięć, nazwijmy to, ostatecznych. Zresztą, zgadnijcie, czym zasłużył się temu żlebowi Jan Blaton, że ochrzczono go jego nazwiskiem...?
Dla mnie osobiście Świnica jest górą, z którą jak dotąd mam związanych chyba najwięcej wspomnień. Zaczynając od tych już przytoczonych - w których mam spowodowane stresem dziury. W późniejszych latach od wejścia na Świnicę zaczęłam wycieczkę na Orlą Perć, jedną z pierwszych moich zimowych wycieczek był właśnie taternicki wierzchołek Świnicy, na który wróciłam po kilku miesiącach, ale już latem, żeby przejść granią na wierzchołek główny. Rok później nie byłam wprawdzie na samej Świni, ale kręciłam się bardzo blisko niej, wspinając się granią Świnicy. Następnej zimy znów zaniosło mnie na taternicki wierzchołek, ale tym razem już drogą wspinaczkową, przez Północny Filar. No i wreszcie, latem kończącego się właśnie roku upatrzyłam sobie i wybrałam Świnicę na optymalny punkt do obserwowania zachodu i wschodu słońca.
Gdybyście jakimś sposobem jeszcze nie czytali tych wszystkich relacji, to macie co robić w długie zimowe wieczory. ;)
Zanim wyruszysz na szlak, zapoznaj się z mapą i z podanymi na niej czasami przejść. Zaplanuj swoją wycieczkę, sprawdź prognozę pogody i zorientuj się co do warunków panujących na szlaku. Więcej informacji na ten temat w TYM LINKU. Pamiętaj, że przy pokrywie śnieżnej lub oblodzeniu, charakter turystyki tatrzańskiej zmienia się diametralnie.
Jeśli byłeś na Świnicy, w komentarzu podziel się swoimi wrażeniami - Czytelnicy bloga korzystają nie tylko z moich postów, ale i z informacji zawartych w komentarzach. :)
Pamiętaj też, że w zakładce "przewodnik" na tym blogu znajdziesz opisy wielu innych tatrzańskich szlaków oraz propozycje wycieczek dla początkujących.
O tym jak niebezpiecznie jest wiosną, kiedy śnieg ledwie podjął pierwsze kroki ku znikaniu, raz się już przekonałam, bo mimo usilnych prób odnalezienia szlaku, wylądowałam... gdzieś...
OdpowiedzUsuńTrzeba było zawracać, bez sprzętu stało się zbyt niebezpiecznie.
Podobne szlaki eksplorowałam z wielkim przejawem entuzjazmu, zaczęło mi się to podobać, to troszeczkę jak uzależniający sport ekstremalny.
Podzielam Twoje zdanie, problematyka terenu najczęściej tkwi w ludziach. Jak się minąć na "kresce"?
Wkrótce opublikuję u siebie na blogu wielkie podsumowanie 2016. Projektując to, zauważyłam że w tym roku podniosłam znacznie swoją poprzeczkę lecz nadal nie uważam siebie za doświadczoną w tej dziedzinie. Góry zawsze będą budziły mój respekt, nigdy nie można być zbyt pewny, aura jest kapryśna, a góry, jak to góry - one nie dbają o człowieka.
To już prawie trzy lata w Alpach.
Serdecznie pozdrawiam i zajrzyj czasem do mnie ;) bo tak mi się zdaje, że może wyda Ci się to interesujące, może kiedyś nawet sama osobiście zajrzysz w te rejony?
Noworoczne życzenia, zdrówka i nowych podbojów,
Hexe.
ja też zajrzę ;-)
UsuńNo mnie w tym roku Żelb Blatona psychicznie pokonał. Za duża ekspozycja, za mało doświadczenia. Odpuściłam. Ale jeszcze kiedyś tam się wdrapię :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Aga
Ja mam zamiar w tym roku podjąć wyzwanie i zmierzyć się z tym szlakiem. Oczywiście, że latem ;)
UsuńNa własnej skórze przekonać się muszę, ile ekspozycji jestem w stanie znieść...
Świnica to mój cel na lato. Mam nadzieję, że uda się go zrealizować i wrócę tu z moimi przemyśleniami :)
OdpowiedzUsuńCzy mi się tylko wydaje, czy parę lat temu (4 czy 5) przy śliskim głazie przed szczytem nie było jeszcze łańcucha? Pamiętam, że miałam wtedy duży problem z wdrapaniem się na niego i jestem prawie pewna, że wtedy nie było się tam czego złapać :)
OdpowiedzUsuńHmmm też miałam tam kiedyś straszny problem. Jestem skłonna zgodzić się, że łańcucha mogło nie być, ale tak naprawdę to nie wiem.
UsuńPIDSŁSM CI MEGA DŁUGI KOMENTARZ I SIĘ SKASOWAŁ :(
OdpowiedzUsuńTak czy tak, swoją orzygodę ze Świnicą opisałam ci pod postem gdzie porównujesz? gory tak aby łatwiej ocenić kiedy jest się gotowym na Rysy :) na Świnicę chciałam wejść w ubiegłe lato...po trasie na HG gdzie szło się w samym słońcu (generalnie przez cały dzień na niebie ani jednej chmurki a byl to początek sierpnia..patelnie jak nie wiem) a potem na Świnicę byłam bardzo zmęczona (może też dlatego psychicznie nie dałam rady?) dodam, że była to moja pierwsza próba zdobycia "poważniejszej" gory :) niestety..odpadłam przed sama strzałką w lewo...ekspozycja mnie pokonała..cała drogę ku górze nie miałam problemów z tymi przepaściami, a ta jedna jak nagle mi zamąciła w głowie to nie było bata. Do tej pory wspominając to jestem pewna że w życiu tego kroku więcej nie dałabym rady zrobić. Dzięki temu na chwilę obencą zdobycie Świnicy jest dla mnie dużo ważniejszym celem niż wejście na Rysy..nawet od słowackiej strony :)!
Świnica i Kościelec siedzą we mnie jak drzazga. Poważnie zakochałem się w górach dopiero od dwóch lat. 2018: Babia, Kozi Wierch, Krywań, Bystra Ławka i rekreacyjnie Stołowe, Mała Fatra, słowacki raj. Kondycyjne jest nawet ok ale jeszcze mam trochę lęki przed ekspozycją.Czy ostatnie metry Kościelca można porównać do tych płyt pod szczytem na Krywaniu tj podobne nachylenie i trudność??? I czy wejście na Rysy od słowackiej strony są łatwiejsze od Świnicy. Wiem że to wszystko będą Pani subiektywne odczucia ale odkąd śledzę ten blog i przewodniki to wszystko mi się pokrywa z moimi odczuciami :-)
OdpowiedzUsuńNo powiedzmy, że można porównać Kościelec z Krywaniem, może tylko ten pierwszy wymaga odrobinę więcej gimnastyki. Rysy od Słowacji są zdecydowanie łatwiejsze od Świnicy.
UsuńUdało mi się wspiąć na Świnicę w ostatnią sobotę października. Idealny termin, bo na szlaku od Zawratu było zaledwie kilka osób. Pogoda rewelacyjna, +15 stopni C (na dole), bezchmurnie, i sucho, jedynie wiatr dość silny 4-5B w porywach do 6-7B, wzmacniał poziom adrenaliny.
OdpowiedzUsuńWspinaczka nie jest zbyt trudna, bo choć mam dość małe doświadczenie, to można tam dotrzeć z Zawratu w około pół godziny (zaznaczając, że ludzi prawie nie było), ale jestem raczej bardziej niż mniej wysportowany :)
Wrażenia cudowe, zabierają dech w piersi.
Pisząc, że trasa z Zawratu nie jest zbyt trudna należy dodać parę "ale":
- dobre warunki pogodowe
- bardzo mało osób utrudniających i wydłużających czas dotarcia;
- sprawność fizyczna też ma jakieś znaczenie
Na pewno bym nie próbował na nią wbiegać (wspinać się) przy gorszych warunkach pogodowych bez większego doświadczenia. Zdecydowanie lepiej wtedy na Zawracie udać się w dół w kierunku Pięciu Stawów.
Wydaje mi się, że szlak jest relatywnie słabo oznakowany, jeśli chodzi o czerwone znaki (stan na 2021). Nie wiem jakim cudem, ale udało mi się zgubić w drodze powrotnej już na samym początku. Brak doświadczenia, samotna wspinaczka, brak ludzi, których ogonek też pewnie pokazuje, gdzie będziemy leźć.
Po pierwszym łańcuchu zlazłem na skróty (akurat jakaś niespodziewna parka skutecznie się tam zablokowała i zakleszczyła radośnie na dłużej nie wiedząc czy w prawo czy w lewo) i zacząłem schodzić sobie poza łańcuchami.
Bardzo mnie zdziwił brak tych łańcuchów, mimo pokonywania kolejnych metrów w dół, na szczęście bez kominów. Jak lazłem w górę wydawało mi się, że łańcuchy były prawie cały czas, nawet przy bardziej poziomych trawersach, a schodząc dziwnie wyparowały. No bo przecież nie ukradli, bo przybite były.
Na pewno nie było to mądre. Zdecydowanie nie polecam łażenia na skróty, nawet jak jesteśmy sprawni, i nawet jak już mamy za sobą parę szczytów z żelastwem. Adrenalina spowodowała, że nie było strachu, i jakby nie silny wiatr, to nawet byłoby całkiem miło. Ale pewnie już parę takich gap albo cwaniaczków zaliczyło ostateczne zejście. A warto przecież zaliczyć jeszcze parę ekspozycji, szczególnie tak cudnych.
Na bazie własnych obserwacji i błędów, dla innych z równie względnie małym doświadczeniem:
- wybierzmy dzień pogodny, bezdeszczowy; nawet jak się potrafimy sprawnie wspinać to te gładkie nieraz niemal pionowe skałki jak będą choćby wilgotne, to mogą utrudnić wejście, lub pomóc... spaść; a do Zadniego Stawu mamy może i 400 metrów w dół;
- jak ma ktoś ochotę zaliczyć po raz pierwszy łańcuchy, to niech poszuka jednak czegoś łatwiejszego (Giewont jakiś czy coś, potem może Szpiglasowy i sam Zawrat wystarczy)
- trzymajmy się bezwzględnie czerwonego; ktoś nie bez przyczyny maluje te szlaki, męczy się mocując łańcuchy i drabiny, myśląc nie tylko o przyrodzie, ale tu przede wszystkim o bezpieczeństwie; niech się TOPR'owcy nudzą jak najwięcej;
- na początek lepiej pewnie też z kimś drugim niż samemu, i może choć trochę bardziej doświadczonym od nas;
- i jak się komuś noga trzęsie już na Zawracie (czy to ze zmęczenia czy to od widoków), to wracajmy do HG lub w Dolinę; tam też jest bajecznie